Zły sen
Prószy śnieżek, prószy,
marzną nos i uszy, zasypany cały kraj, a dzieciom w to graj. W nocy przyszła zima, wszystkich zaskoczyła, pan dozorca klnie jak szewc – „Idźże, zimo, precz!". Nie pomoże nic to, trzeba piaskiem sypnąć, potem dodać soli ciut, by się stopił lód. Bucha dym z komina, niestraszna mu zima, może grzać się czasu szmat – nawet dwieście lat. Cieszy się prezydent: „Węgla mamy tyle, że i bałwan będzie miał na guziczki miał. Na oczka też starczy, więc sobie popatrzy, jak Mikołaj w saniach gna w chmurze CO2”. |
Pomyślał bałwanek:
Koniec z Mikołajem, bo dwutlenku węgla łyk wykończy go w mig. Krzyknął: „Stójże, Święty, ukryj gdzieś prezenty, tylko rózgi zostaw tym, co tu robią dym”. „Dziękuję ci, chłopcze, żeś mnie zdążył ostrzec. Zdrowie to największy skarb, już stąd znikam, pa”. Stare renifery z ulgą odetchnęły – zaprzęg pognał w czystą dal. Eh! prezentów żal. |