Tekst: Jacek Londyn. Ilustracje: Bożena Szczuka.
Wesołe ma być życie staruszka!
Siwiutki gołąbek na moście się mościł.
– Oj, muszę choć chwilę rozprostować kości.
Oklapnięte skrzydła nie stroszyły piórek,
botki miał dziurawe, zmięty garniturek.
– Oj, jak strzyka w stawach! To już nie te lata,
gdy człowiek bez przerwy mógł po sklepach latać.
– Oj, muszę choć chwilę rozprostować kości.
Oklapnięte skrzydła nie stroszyły piórek,
botki miał dziurawe, zmięty garniturek.
– Oj, jak strzyka w stawach! To już nie te lata,
gdy człowiek bez przerwy mógł po sklepach latać.
Choć serce wciąż rwie się i duch ciągle młody,
już mi niepisane podniebne przygody.
Oj, przyjdzie bez wzlotów spędzić życia jesień,
martwiąc się, czy ptasiej grypy nie przyniesie.
Zasępił się mocno, dziób spuścił na kwintę,
– Oj... – zaczął. Nie skończył, bo zdrzemnął się chwilkę.
– Dość „oj” – rzekł poeta i aż nogą tupnął.
– W wierszu o staruszku nie może być smutno.
A że lotny umysł miał i piórem władał,
w wierszu się zjawiła fachowców brygada.
Tu trybik, tam korbka, kawałki łańcucha,
i dwa skrzydła mostu mogły się poruszać!
już mi niepisane podniebne przygody.
Oj, przyjdzie bez wzlotów spędzić życia jesień,
martwiąc się, czy ptasiej grypy nie przyniesie.
Zasępił się mocno, dziób spuścił na kwintę,
– Oj... – zaczął. Nie skończył, bo zdrzemnął się chwilkę.
– Dość „oj” – rzekł poeta i aż nogą tupnął.
– W wierszu o staruszku nie może być smutno.
A że lotny umysł miał i piórem władał,
w wierszu się zjawiła fachowców brygada.
Tu trybik, tam korbka, kawałki łańcucha,
i dwa skrzydła mostu mogły się poruszać!
– Czy sen sił mi dodał, czy to cud natury? –
rzekł zbudzony gołąb, wznosząc się pod chmury,
wciąż wyżej i wyżej. Poczuł się jak chłopak,
jak dawniej, gdy z wiatrem szybował w obłokach.
Na rzekę i miasto bystrym okiem rzucił,
i – gruchając dziarsko – z chmur na ziemię wrócił.
Na odgłos gruchania ciągną w jego strony
seniorzy, by osiąść na moście zwodzonym,
ruszać z nim pod niebo, z lotu ptaka zerkać,
i cieszyć się co dzień, że starość jest piękna.
Już dziękują z góry fachowcom, co mosty
zbudują nie tylko dla pana starosty.
rzekł zbudzony gołąb, wznosząc się pod chmury,
wciąż wyżej i wyżej. Poczuł się jak chłopak,
jak dawniej, gdy z wiatrem szybował w obłokach.
Na rzekę i miasto bystrym okiem rzucił,
i – gruchając dziarsko – z chmur na ziemię wrócił.
Na odgłos gruchania ciągną w jego strony
seniorzy, by osiąść na moście zwodzonym,
ruszać z nim pod niebo, z lotu ptaka zerkać,
i cieszyć się co dzień, że starość jest piękna.
Już dziękują z góry fachowcom, co mosty
zbudują nie tylko dla pana starosty.