Tekst: Jacek Londyn. Ilustracja: Bożena Szczuka.
Tajemnica częstochowskiego ogródka
Turkuć wpadł rankiem w lew…konie dziadka.
Nie wiedział, żarłok, że to pułapka.
Z pożarciem koni poszło jak z płatka,
a potem na lwa przyszła mu chrapka.
Ryknął król zwierząt, dał mu po łapkach,
połknął, zamruczał: – Pożywna papka…
i syty przepadł gdzieś na rogatkach.
Opustoszała cała rabatka.
– Gdzie są lewkonie? – spytała babka.
– Pewnie – rzekł dziadek – coś wie sąsiadka.
Poszli jej tropem w kwietnych rabatkach,
znikli… w lwich paszczach. A to zagadka!
Nie wiedział, żarłok, że to pułapka.
Z pożarciem koni poszło jak z płatka,
a potem na lwa przyszła mu chrapka.
Ryknął król zwierząt, dał mu po łapkach,
połknął, zamruczał: – Pożywna papka…
i syty przepadł gdzieś na rogatkach.
Opustoszała cała rabatka.
– Gdzie są lewkonie? – spytała babka.
– Pewnie – rzekł dziadek – coś wie sąsiadka.
Poszli jej tropem w kwietnych rabatkach,
znikli… w lwich paszczach. A to zagadka!