Święta, święta i… znów święta
Suną sanie ścieżką polną,
drogą, leśną głuszą,
renifery człapią wolno –
spieszyć się nie muszą.
Dzyń dzyń dzyńkiem dzwonki nie chcą
złego licha zbudzić.
Cii!... niech dobre duszki przędą
szczęście w domach ludzi.
Mikołaja sen otulił
śnieżnobiałym puchem,
reniferów „luli luli”
krąży mu nad uchem.
Niech odpocznie, bo od jutra
rozboli go głowa,
gdy od listów będzie puchła
znów skrzynka mailowa.
Suną sanie ścieżką polną,
drogą, leśną głuszą,
renifery człapią wolno –
spieszyć się nie muszą.
Dzyń dzyń dzyńkiem dzwonki nie chcą
złego licha zbudzić.
Cii!... niech dobre duszki przędą
szczęście w domach ludzi.
Mikołaja sen otulił
śnieżnobiałym puchem,
reniferów „luli luli”
krąży mu nad uchem.
Niech odpocznie, bo od jutra
rozboli go głowa,
gdy od listów będzie puchła
znów skrzynka mailowa.
Parę dni (jak z bicza trzasnął)
minie i… znów święta.
Temu to, tamtemu tamto –
aż trudno spamiętać.
Z każdym rokiem więcej ludzi,
ale dobry święty,
chociaż starszy, nie marudząc,
rozwiezie prezenty.
Bądźmy tacy, by Mikołaj
z chęcią wpadł tu w gości,
i nigdy nie stracił do nas
świętej cierpliwości.