Epizod pierwszy, w którym poznajemy głównego bohatera, a raczej to on zapoznaje się z nami.
Witajcie! Jestem Wielkim Faraonem. Nazywam się Tutentamon Hophops. Ale możecie do mnie mówić Tuti, bo tak naprawdę to mam dopiero osiem lat. I to mój ojciec jest faraonem, a ja zostanę nim dopiero, jak dorosnę. Mieszkam w wielkim kraju zwanym Egiptem. To najpotężniejsze państwo na świecie. Wszędzie, gdzie się nie ruszę, otaczają mnie słudzy. Wystarczy kiwnąć palcem i już są gotowi spełniać moje zachcianki. Ale niestety, z drugiej strony nigdy nie jestem sam. Nie mam przyjaciół, gdyż wszystkie dzieci to jednocześnie moi poddani. Zabawy z nimi są nudne, bo starają się tylko, żebym to ja był zadowolony. Nie potrafią czerpać radości ze swobody. A raczej nie mają jej w książęcym towarzystwie.
Musicie również wiedzieć, że umiem czytać i pisać. Tak, tak, musiałem się tym pochwalić. Posiadam tę zdolność, ponieważ należę do królewskiej rodziny, a poza nami tylko nieliczni mędrcy mogą się poszczycić taką wiedzą.
Mój tato, Wielki Faraon Ichneumon i moja matka, Krzywopatra, twierdzą, że jesteśmy władcami całego świata i wszyscy ludzie powinni składać nam hołd, że wszystko nam się należy. Ale sami pewnie wiecie, iż dorośli mają pewną wadę. Potrafią naginać prawdę, aby wyglądała tak, jak sobie tego życzą. I, co gorsza, sami czasami w nią wierzą. Prawda jest jednak tylko jedna. I podejrzewam, że nie do końca pokrywa się z tym, co mówią mi w pałacu. Tak, w pałacu. Bo pewnie myśleliście, że mieszkamy w piramidzie? To nieprawda. Mieszkamy w olbrzymiej rezydencji, zaopatrzonej we wszystko – moja sypialnia ma nawet miejsca w ścianach na trzydzieści pochodni, a obok znajduje się sala, w której mogę tworzyć swoje hieroglify. Zawsze chciałem ułożyć własną opowieść. Do tego muszę jednak poznać świat, zobaczyć, jaki jest naprawdę. I dlatego postanowiłem wymknąć się cichaczem z pałacu.
Okazało się to zadaniem dosyć łatwym. Przebrałem się w szaty mojego sługi (nie ukradłem, tylko pożyczyłem), tak aby swoim ubiorem nie wzbudzać zainteresowania, i udałem się do wioski. To dziwne uczucie iść przez gorący piasek na własnych nogach. Do tej pory zawsze byłem niesiony w lektyce. Nie wiedziałem, że nogi tak szybko się męczą, a słońce aż przygniata ciężarem palących promieni.
Poza tym nie wziąłem swojego nemes. Nie wiecie, co to? To taki rodzaj chusty, którą zakłada na głowę faraon. W końcu chciałem zostać nierozpoznany. Moja głowa, oczywiście jak przystało, była gładko wygolona. Gdy się jest dzieckiem króla, trzeba dobrze wyglądać. Teraz ta łysina przyciągała promienie słoneczne i pot ściekał mi strumieniami na twarz oraz ramiona. No trudno. Jeśli chcę poznać świat, muszę wiele wycierpieć. Poświęcę się. Taki już jestem, ja, Tuti, przyszły Wielki Faraon.
W końcu dotarłem do wioski. Przy studni dostrzegłem kilku chłopców, mniej więcej w moim wieku.
– Witajcie – przywitałem się, chociaż nie miałem pojęcia, jak pozdrawiają się zwykli ludzie. – Jestem spragniony, dajcie mi pić.
– Masz wiadro, nabierz sobie, ile zechcesz.
Już miałem ich zbesztać, przecież faraon nigdy nie wykonuje takich prozaicznych czynności, on nawet nie prosi, tylko żąda i dostaje, co chce, ale w porę przypomniałem sobie, że jestem w przebraniu. I najwyraźniej nie zostałem rozpoznany. Kiedy wyciągnąłem ze studni wiadro (swoją drogą, jaka to ciężka praca) i wypiłem duszkiem pół zawartości, zdałem sobie sprawę, że oni i tak nie mogliby mnie rozpoznać. Przecież gdziekolwiek pokazywała się rodzina królewska, wszyscy musieli klękać i pochylać głowy. Za samo popatrzenie z bliska na nasze oblicza groziła surowa kara.
– Kim jesteś? Masz takie drogie szaty, musisz pochodzić z ważnej rodziny – dopytywali chłopcy.
Dziwne – pomyślałem. – Założyłem łachmany mojego sługi, a oni twierdzą, że to wspaniałe szaty.
– Tak, mieszkam w pałacu – wyznałem zgodnie z prawdą. Nie powiedziałem może całej prawdy, ale brzydziłem się kłamstwa. Już dawno postanowiłem, że Wielki Faraon Tuti będzie zawsze opierał się na prawdzie.
– A wy czym się zajmujecie i co tu robicie? – zapytałem z ciekawości, zmieniając jednocześnie niebezpieczny temat.
– My mamy teraz przerwę w pracy. Trwa dwie małe klepsydry. Kiedy skończymy lat dziesięć, będziemy mieć taką przerwę o połowę krótszą, a po ukończeniu lat czternastu, to już normalnie, jak dorośli. Przerwa dopiero wieczorem.
– A jak wam się żyje... eee... koledzy – z trudem przeszło mi przez gardło, ale cóż, chciałem się czegoś dowiedzieć o życiu zwykłych ludzi.
– Tak jak wszystkim, kości i mięśnie bolą wieczorem, ale ostatnie lata były urodzajne, to i rzadko bywamy głodni. Właśnie kończymy budować piramidę Wielkiego Ichneumona, jak nic za dziesięć, dwanaście lat, będzie gotowa. Potem pewnie każą nam budować dla Tutentamona i tak nam zejdzie aż do końca życia. Byle było co zjeść, żeby z głodu nie burczało nocą w brzuchu, to będzie znośnie.
– A kiedy cieszycie się życiem? Kiedy się bawicie?
– Bawicie? Nie marnujemy na to siły i czasu. To dobre dla dzieci dostojników pałacowych, nie dla nas. A właśnie, właśnie. Czy ty nie jesteś aby jednym z nich? Pewnie przyszedłeś na przeszpiegi, co?
Wtedy wszyscy, jak na zawołanie, stanęli wokół mnie, zaciskając pięści.
– Zostawcie go, napytamy sobie tylko biedy – ostudził zapał jeden z nich. – Wiadomo, że nie jest taki jak my.