CO W BAJKACH PISZCZY? - BAJKI I WIERSZE DLA DZIECI
  • Strona główna
  • Spis bajek
  • O nas
    • Motyl
    • Szerszen
    • Zajac
    • Mrowka
    • Pajeczyca
    • Trzmiel
    • Osa
    • Swierszczyk
    • Kotka
    • Nasze koty
  • Kategorie
    • Baśnie
    • Chwile zamyślenia
    • Królestwo zwierząt >
      • Nieludzkie żarcikowo
      • Rechotki-klekotki
    • Miszmasz
    • Od ucha do ucha
    • Opowieści niesamowite >
      • Przygody duszka Straszka seria
    • Pod choinkę na każdą pogodę
    • Pory roku
    • Smoczy kącik
    • Szkolne opowieści
    • Tuż tuż przed snem
    • Zagadki
  • Kontakt
Tekst: Bogumił Zając.

Obraz

 
    Epizod pierwszy, w którym poznajemy głównego bohatera, a raczej to on zapoznaje się z nami. 
 
  Witajcie! Jestem Wielkim Faraonem. Nazywam się Tutentamon Hophops. Ale możecie do mnie mówić Tuti, bo tak naprawdę to mam dopiero osiem lat. I to mój ojciec jest faraonem, a ja zostanę nim dopiero, jak dorosnę. Mieszkam w wielkim kraju zwanym Egiptem. To najpotężniejsze państwo na świecie. Wszędzie, gdzie się nie ruszę, otaczają mnie słudzy. Wystarczy kiwnąć palcem i już są gotowi spełniać moje zachcianki. Ale niestety, z drugiej strony   nigdy nie jestem sam. Nie mam przyjaciół, gdyż wszystkie dzieci to jednocześnie moi poddani.   Zabawy z nimi są nudne, bo starają się tylko, żebym to ja był zadowolony. Nie potrafią czerpać radości ze swobody. A raczej nie mają  jej w książęcym towarzystwie.
  Musicie również wiedzieć, że umiem czytać i pisać. Tak, tak, musiałem się tym pochwalić. Posiadam tę zdolność, ponieważ należę do królewskiej rodziny, a poza nami tylko nieliczni mędrcy mogą się poszczycić taką wiedzą.
  Mój tato, Wielki Faraon Ichneumon i moja matka, Krzywopatra, twierdzą, że jesteśmy władcami całego świata i wszyscy ludzie powinni składać nam hołd, że wszystko nam się  należy. Ale sami pewnie wiecie, iż dorośli mają pewną wadę. Potrafią naginać prawdę, aby wyglądała tak, jak sobie tego życzą. I, co gorsza, sami czasami w nią wierzą. Prawda jest jednak tylko jedna. I podejrzewam, że nie do końca pokrywa się z tym, co mówią mi w pałacu. Tak, w pałacu. Bo pewnie myśleliście, że mieszkamy w piramidzie? To nieprawda. Mieszkamy w olbrzymiej rezydencji, zaopatrzonej we wszystko – moja sypialnia ma nawet miejsca w ścianach na trzydzieści pochodni, a obok znajduje się sala, w której mogę tworzyć  swoje hieroglify. Zawsze chciałem ułożyć własną opowieść. Do tego  muszę jednak poznać świat, zobaczyć, jaki jest naprawdę. I dlatego postanowiłem wymknąć się cichaczem z pałacu.
  Okazało się to zadaniem dosyć łatwym. Przebrałem się w szaty mojego sługi (nie ukradłem, tylko pożyczyłem), tak aby swoim ubiorem nie wzbudzać zainteresowania, i udałem się do wioski. To dziwne uczucie iść przez gorący piasek na własnych nogach. Do tej pory zawsze byłem  niesiony w lektyce. Nie wiedziałem, że nogi tak szybko się męczą, a słońce aż przygniata ciężarem palących promieni.
  Poza tym nie wziąłem swojego nemes. Nie wiecie, co to? To taki rodzaj chusty, którą zakłada na głowę faraon. W końcu chciałem zostać nierozpoznany. Moja głowa, oczywiście jak przystało, była gładko wygolona.  Gdy się jest dzieckiem króla, trzeba dobrze wyglądać. Teraz ta łysina przyciągała promienie słoneczne i  pot ściekał mi strumieniami na twarz oraz  ramiona. No trudno. Jeśli chcę poznać świat, muszę wiele wycierpieć. Poświęcę się. Taki już jestem, ja, Tuti, przyszły Wielki Faraon.
  W końcu dotarłem do wioski. Przy studni dostrzegłem kilku chłopców, mniej więcej w moim wieku.
  – Witajcie – przywitałem się, chociaż nie  miałem pojęcia, jak pozdrawiają się zwykli ludzie. – Jestem spragniony, dajcie mi pić.
  – Masz wiadro, nabierz sobie, ile zechcesz.
  Już miałem ich zbesztać, przecież faraon nigdy nie wykonuje takich prozaicznych czynności, on nawet nie prosi, tylko żąda i dostaje, co chce, ale w porę przypomniałem sobie, że jestem w przebraniu. I najwyraźniej nie zostałem rozpoznany. Kiedy wyciągnąłem ze studni wiadro (swoją drogą, jaka to ciężka praca) i wypiłem duszkiem pół zawartości, zdałem sobie sprawę, że oni i tak nie mogliby mnie rozpoznać. Przecież gdziekolwiek pokazywała się rodzina królewska, wszyscy musieli klękać i pochylać głowy. Za samo popatrzenie z bliska na nasze oblicza groziła surowa kara.
  – Kim jesteś? Masz takie drogie szaty, musisz pochodzić z ważnej rodziny – dopytywali chłopcy.
Dziwne – pomyślałem. – Założyłem łachmany    mojego sługi, a oni twierdzą, że to wspaniałe szaty.
     – Tak, mieszkam w pałacu – wyznałem zgodnie z prawdą. Nie powiedziałem może całej prawdy, ale brzydziłem się kłamstwa. Już dawno postanowiłem, że Wielki Faraon Tuti będzie zawsze opierał się na prawdzie.
     – A wy czym się zajmujecie i co tu robicie? – zapytałem z ciekawości, zmieniając jednocześnie niebezpieczny temat.
     – My mamy teraz przerwę w pracy. Trwa dwie małe klepsydry. Kiedy skończymy lat dziesięć, będziemy mieć taką przerwę o połowę krótszą, a po ukończeniu lat czternastu, to już normalnie, jak dorośli. Przerwa dopiero wieczorem.
     – A jak wam się żyje... eee... koledzy – z trudem przeszło mi przez gardło, ale cóż, chciałem się czegoś dowiedzieć o życiu zwykłych ludzi.
     – Tak jak wszystkim, kości i mięśnie bolą wieczorem, ale ostatnie lata były urodzajne, to i rzadko bywamy głodni. Właśnie kończymy budować piramidę Wielkiego Ichneumona, jak nic za dziesięć, dwanaście lat, będzie gotowa. Potem pewnie każą nam budować dla Tutentamona i tak nam zejdzie aż do końca życia. Byle było co zjeść, żeby z głodu nie burczało nocą w brzuchu, to będzie znośnie.
     – A kiedy cieszycie się życiem? Kiedy się bawicie?
     – Bawicie? Nie marnujemy na to siły i czasu. To dobre dla dzieci dostojników pałacowych, nie dla nas. A właśnie, właśnie. Czy ty nie jesteś aby jednym z nich? Pewnie przyszedłeś na przeszpiegi, co?
  Wtedy wszyscy, jak na zawołanie, stanęli wokół mnie, zaciskając pięści.
     – Zostawcie go, napytamy sobie tylko biedy – ostudził zapał jeden z nich. – Wiadomo, że nie jest taki jak my.

Obraz
  Niestety, nieufność została zasiana i  przestali się do mnie odzywać. Próbowałem jeszcze podejmować rozmowę, ale bezskutecznie. Wróciłem więc do pałacu. Za samowolne opuszczenie go wymierzono mi karę i nie pozwolono uczestniczyć w audiencji u mojego ojca. Ale dzięki temu mogłem wszystko sobie przemyśleć. Życie jednak jest różnorodne. To nie tylko beztroska, pyszności i rozkazywanie każdemu dookoła. To również ból, głód i ciężka harówka. Postanowiłem dowiedzieć się o świecie jeszcze więcej. Nie tylko tego, jak jest poza Egiptem (jeśli coś jest poza Egiptem), ale  jak i w innych czasach. Poprosiłem zaufanego mędrca, Wielkiego Kapłana Ibisza, aby przygotował mi kilka mikstur. Takich, które pozwolą mi przenieść się w czasie i przestrzeni. Oraz tych, które pozwolą mi zrozumieć inne języki. Spryciarz ze mnie, co nie?
Obraz
Epizod drugi, w którym poznajemy dziewczynkę przypominającą kogoś zupełnie nam znajomego
 
  Witajcie ponownie. Właśnie wypiłem pierwszą buteleczkę. Trzasnęło, zadymiło i znalazłem się w zupełnie nieznanym mi miejscu. Zobaczyłem wiele budynków z dziwnego czerwonego kamienia, chociaż żaden nie dorównywał ogromem naszym piramidom. Po traktach wędrowało mnóstwo dziwnie ubranych ludzi. Poza tym strasznie śmierdziało. Najdziwniejsze, że nigdzie dookoła nie było ani ziarnka piasku. Najgorsze jednak było przenikliwe zimno. Mało powiedziane, lodowate.
  Pod jedną z budowli zobaczyłem dziewczynkę, mniej więcej w moim wieku. Podszedł do niej jakiś wysoki, szczupły mężczyzna, dostał od niej małe pudełko, obdarował okrągłym, brzęczącym przedmiotem i odszedł. Dziewczynka wyciągnęła z koszyka kolejne pudełko, a z niego dziwny patyczek, którym potarła o  jego brzeg i wtedy stało się. Czarodziejski patyczek zajął się ogniem. Mała szamanka - oceniłem w myślach. Ale ogień to ciepło, więc ruszyłem w jej stronę.
     – Daj mi takie czarodziejskie pudełko – zażądałem.
     – A masz czym zapłacić? – zapytała, patrząc na mnie dziwnie.
     – Jestem Wielkim Faraonem, a raczej, prawie faraonem. Faraon nie płaci, tylko żąda i dostaje.
     – Nie wiem, skąd pochodzisz, ani co to faraon, ale tutaj, jeśli nie zapłacisz, nic nie dostaniesz za darmo. Ja muszę zarobić pieniądze, żeby mieć za co nakarmić rodzinę.
     – Niestety, nie mam pieniędzy, ale marznę.
     – Znam dobrze to uczucie. Jednak z tego powodu nikt mi jeszcze nigdy nic nie dał. A marznę co zimę, od siedmiu lat.
     – Proszę, daj mi takie pudełko... – Pierwszy raz w życiu powiedziałem słowo „proszę”, do kogoś spoza moich bliskich.  – Jestem już cały siny i zęby mi szczękają z zimna.
     – Zaiste, chyba pochodzisz z daleka, wyglądasz na chorego, ani włoska nie masz na głowie, twoja skóra taka trochę brudna, a ta kapota, którą masz na sobie, jeszcze bardziej licha od mojej. Ale zapałki są dla tych, co mają czym zapłacić.
     – Zapłacić? – Do głowy przyszedł mi pewnie pomysł. – A czy to jest dużo warte? I pokazałem dziewczynce złoty kamień wielkości dużego grochu, wiszący na łańcuchu pod tuniką.
     – Pokaż – poprosiła. Urwałem więc kamyk, a ona wetknęła go w miejsce po brakującym zębie i ugryzła.
     – Au! – krzyknęła – Najprawdziwsze złoto! Wykarmię za to rodzinę przez cały rok. Bierz, farmazonie, cały koszyk. I chodź ze mną, ogrzejesz się trochę.
     – Faraonie – dodałem, odruchowo poprawiając dziwną małą czarodziejkę z ognistymi patyczkami. Cały rok za taki mały złoty kamyk – pomyślałem. – Dziwne.
  Po drodze co chwilę wyczarowywaliśmy ogień, ratując się w ten sposób przed zimnem.
     – Kim był ten człowiek, który wcześniej brał od ciebie magiczne pudełko?
     – A, ten. To pan bajkopisarz. Jest bardzo dobry i mądry. Codziennie bierze ode mnie pudełko i płaci dwa razy więcej, niż ono kosztuje. Wymyśla śliczne i smutne historie, słyszałam kilka od Astrid, mojej sąsiadki. Bo wiesz… – zaczerwieniła się – ja nie umiem… czytać.
     – Wcale mnie to nie dziwi – dodałem szczerze i zgodnie z prawdą. Zdziwiłbym się, gdyby potrafiła, przecież to wiedza tylko dla najbardziej wtajemniczonych.
  Kiedy dotarliśmy do jej domu, zdumiałem się. W ciasnym pokoiku, oprócz nas, znajdowało się jeszcze siedem osób. Z małego pieca w kącie wydobywało się ciepło, jednak przez szczeliny w oknach nieustannie nawiewało mroźne powietrze. Gdy rodzice dziewczynki zobaczyli złoto, okrzykom nie było końca. Szybko znaleźli jakieś szmaty, którymi mnie owinęli, następnie posadzili przy piecu i dali coś do zjedzenia. Mnie jednak ciągle było zimno. Musiałem być bardzo daleko od mojego gorącego Egiptu, chyba gdzieś na końcu świata. Postanowiłem, że tutaj zakończę poznawanie tej części ziemi i wyciągnąłem kolejną buteleczkę.
Obraz
Epizod trzeci, w którym poznajemy chłopców pozbawionych dzieciństwa
 
 Wypiłem jednym haustem. Znowu trzask i dym. I już byłem w innym miejscu. Znalazłem się w jakimś długim rowie, głębokim na półtora metra. I tu również nie było za ciepło, zamiast piasku czarna ziemia, a pod nogami błoto. Obok mnie siedziało dwóch chłopców, na oko dziesięcioletnich. Ubrani byli w dziwne  niebieskie stroje, a na głowach mieli śmieszne metalowe nakrycia. Trochę przypominały nocniki. W rękach trzymali długie metalowe kije.
     – Witajcie, jestem Wielki Faraon Tutentamon Hophops, a wy?
Chłopcy zaśmiali się, a potem jak na komendę wyciągnęli brudne ręce na przywitanie:
     – Ja jestem Fabien, a to Gaston. A ty, jak się naprawdę nazywasz i kim jesteś? Nie wyglądasz na Francuza, może jesteś szpiegiem, co? – dopytywał.
     – Możecie do mnie mówić Tuti i naprawdę jestem… to znaczy, będę, faraonem, gdy dorosnę.
     – Przecież od wieków już nie ma faraonów – z  kpiącym uśmieszkiem dodał Gaston, ten mniejszy. – Każde dziecko to wie.
     – To wy słyszeliście o faraonach? – zdumiałem się.
     – No, ba, w szkole się o tym uczy – wyjaśnił Fabien. – Ale ty to pewnie nie z Europy.
     – Ja jestem z Egiptu. – Wypiąłem dumnie pierś. – A co to ta szkoła?
     – W szkole jest trochę nudno, ale można się wiele nauczyć, no wiesz, czytać, pisać, rachować, przyrody, geografii, a nawet łaciny.
     – Nie chcesz chyba powiedzieć, że potraficie czytać i pisać? – Nie uwierzyłem im na początku.
     – Oj, nieraz dostałem dyscypliną po tyłku, zanim  nie opanowałem  abecadła, ale teraz to i „Trzech muszkieterów” w dwa tygodnie mógłbym przeczytać. Gdyby nie ta wojna – dodał ze smutkiem większy z chłopców.
     – Wojna? Walczycie na wojnie? – zdziwiłem się ponownie.
     – Tak, jesteśmy żołnierzami – zawołali wspólnie, stając na baczność.
     – Walczymy o honor i ojczyznę – krzyknął Fabien.
     – Za ideały i pokój – zawtórował Gaston.
  Patrząc na nich, jak z przekonaniem odwołują się do szczytnych i wzniosłych celów, nie mogłem nie parsknąć śmiechem.
     – Oj, może i uczą was w szkole pisać oraz czytać, ale życia to niestety nie uczą. Mój ojciec, Wielki Faraon Ichneumon, stoczył wiele wojen. I zawsze cel wojny jest jeden. Żeby zdobywać i bogacić się. Tylko ci, co się bronią, walczą z innego powodu. Przyczyna jest nieodmiennie ta sama, ktoś napada, aby zdobyć łupy i panować nad innymi. Nie łudźcie się, że jest inaczej.
  W tym momencie zaburczało mi w brzuchu – dziwne uczucie być głodnym. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem.
  Gaston i Fabien, nieco urażeni, usiedli na dnie okopu.
     – Dziwnie mówisz, Tuti, ale nie wyglądasz na wroga. A skoro tak, to posil się z nami.
  Po czym Gaston wyciągnął jakieś zasuszone mięso, suchy chleb i trochę wody. Dziwne, nie wiem, czego dodał do tych wiktuałów, ale smakowały wybornie. Zaspokoiły mój głód.
  Jeszcze przez dwie małe klepsydry posiedziałem w błocie, rozmawiając z moimi nowymi kolegami, a potem usłyszeliśmy wielki huk, niebo pokryło się dymem i czerwienią. Gaston starał się przekrzyczeć ten harmider:
     – Tuti, jeśli prawdą jest, co mówiłeś o sobie, to uciekaj, póki możesz. Może i wojna to tylko chore ambicje dorosłych, ale my walczymy za swój kraj i prędzej zginiemy, niż go oddamy. A ty nie mieszaj się, uciekaj.
  Ziemia zaczęła osypywać się na dno rowu, krzyknąłem więc tylko: – Dziękuję! – i jednym łykiem opróżniłem kolejną buteleczkę.
Obraz
Epizod czwarty, w którym poznajemy dzieci z magicznymi pudełkami, a dzieci nie muszą ani pracować, ani walczyć
 
  Znalazłem się w dziwnym miejscu. Dookoła wysokie, kanciaste budowle z licznymi oknami. Na niebie smugi dymu, powietrze ciężkie i do tego straszny smród. Przydałoby się trochę świeżego powietrza. No i tutaj również nie  było piasku. Na ławce, kilka metrów ode mnie, siedział młody chłopiec i zawzięcie stukał w niewielkie pudełeczko. Po drugiej stronie alejki, z podobnym pudełeczkiem, siedziała dziewczynka. Ona również nieustannie uderzała palcami w wieczko swojego przedmiotu.
  Podszedłem do chłopca. Ten nawet nie podniósł głowy.
     – Witaj, jestem Tutentamon Hophops, ale możesz mówić mi Tuti.
     – A ja jestem Mateusz, ale mów mi Mati – odparł, nie odrywając się od czynności stukania – a w necie jestem bigmati65.
     – A co to jest net? – zapytałem zaciekawiony.
  Wtedy dopiero na mnie spojrzał z ewidentnym politowaniem.
     – I–n–t–e–r–n–e–t – przeliterował. – A ty z jakiej bazy jesteś?
     – Jestem z Egiptu i jestem faraonem.
     – Faraonem? Czekaj, czekaj, gdzieś to słyszałem... – I znowu kliknął w swoją tabliczkę.
     – Faraon, jedno z określeń władcy starożytnego Egiptu – przeczytał i popatrzył na mnie spod oka. – Fajny nick, he, he. Siadaj, faraon.
  Skorzystałem z zaproszenia i usiadłem obok Matiego. O nic nie musiałem pytać, chłopiec sam się rozgadał.
     – Popatrz – pokazał – to jest smartfon. Teraz niczego się nie musisz uczyć; jeśli chcesz coś wiedzieć, wystarczy mieć dostęp do Internetu i w parę sekund masz wszystkie informacje.
     – A dlaczego tak ciągle stukasz w te hieroglify? –  skierowałem palec w stronę dziwnych znaków w magicznym smartfonie.
     – Rozmawiam.
     – Rozmawiasz? Przecież nic nie słyszę.
     – Rozmawiam z Agnes. – Wskazał głową dziewczynkę siedzącą po przeciwnej stronie alejki.
  Dziwne – pomyślałem. – Wystarczy się odezwać, żeby porozmawiać, nawet nie trzeba krzyczeć, bo odległość niewielka, a oni posługują się tajemniczymi hieroglifami. Może to jakiś szyfr? – zastanowiłem się.
     – Spójrz – wyjaśnił mi Mati – teraz zrobię emotikona. I uderzając w pudełko sprawił, że pojawiły się dwa punkciki, jeden pod drugim, a obok półksiężyc. Następnie zamieniły się w uśmiechnięte słoneczko. Teraz bardziej przypominało to moje hieroglify. Chwilę później  zobaczyłem czerwone serduszko.
     – To Agnes odpisała. – Wskazał palcem. – Widzisz, jakie to proste i fajne?
     – A nie można rozmawiać, używając głosu? Czy to zakazane? – starałem się zaspokoić swoją ciekawość.
  Mati popatrzył na mnie, odsuwając nieco głowę.
     – Ty chyba naprawdę jesteś z innej epoki, łysolu. Nic nie kumasz.
  Po czym wrócił do swojej „rozmowy” i przestał się mną interesować. A ja poczułem się zmęczony całym tym dniem. Nic nie kumałem. Sięgnąłem po buteleczkę. Tę oznaczoną piramidą. Pora wracać do domu – podjąłem decyzję i wypiłem czarodziejską zawartość.
Obraz
Epizod piąty, w którym żegnamy się z głównym bohaterem
 
 To ja, Tuti. Leżę w swoim wielkim, wygodnym łożu i rozmyślam. Wiele dziś zobaczyłem. Świat jest i będzie dziwny. Najbardziej żal mi dzieci. Dzieci powinny się bawić, cieszyć życiem. Nie powinny pracować, walczyć ani głodować. Powinny też spędzać czas wspólnie, rozmawiać ze sobą, a nie kontaktować się za pomocą czarów. Dzieci powinny być dziećmi.
  Przypomniałem sobie młodych Egipcjan, których poznałem w wiosce. Muszę zmienić ich los. Gdy zostanę Wielkim Faraonem, wydam odpowiednie zarządzenia. Nie potrzebuję dla siebie olbrzymiej piramidy, która miałaby ukazywać innym moją wielkość, nie potrzebuję wojen. Pewnie o mnie nie usłyszycie, nie zapiszę się w historii, ale jeśli dzięki mnie poprawi się los tysięcy dzieci będących moimi podwładnymi, będę czuł się dumny i naprawdę wielki.
  Boję się tylko jednej rzeczy, że stanie się ze mną to, co z innymi dorosłymi, że tak jak wyrasta się z dziecięcych ubrań, wyrasta się i z dziecięcych marzeń, i  z przekonań. Oby mnie i was nigdy to nie spotkało. A teraz muszę  już przeprosić. Oczy mi się kleją. Zaraz zasnę. Żegnam więc wszystkich, ja, Wielki Faraon Tutentamon Hophops. Ale mówcie mi Tuti.
Obraz
Pobierz bajkę do wydruku
File Size: 125 kb
File Type: pdf
Pobierz plik

zobacz profil i inne bajki autora
Powered by Create your own unique website with customizable templates.
  • Strona główna
  • Spis bajek
  • O nas
    • Motyl
    • Szerszen
    • Zajac
    • Mrowka
    • Pajeczyca
    • Trzmiel
    • Osa
    • Swierszczyk
    • Kotka
    • Nasze koty
  • Kategorie
    • Baśnie
    • Chwile zamyślenia
    • Królestwo zwierząt >
      • Nieludzkie żarcikowo
      • Rechotki-klekotki
    • Miszmasz
    • Od ucha do ucha
    • Opowieści niesamowite >
      • Przygody duszka Straszka seria
    • Pod choinkę na każdą pogodę
    • Pory roku
    • Smoczy kącik
    • Szkolne opowieści
    • Tuż tuż przed snem
    • Zagadki
  • Kontakt