Tekst: Jacek Londyn. Ilustracje: Bożena Szczuka.
Przygody duszka Straszka 5
Duszek Straszek i Latające Stwory
Zegar północ wybił właśnie;
wraz z ostatnim uderzeniem
zza zasłonki wyszły straszne,
dwa skrzydlate chude cienie.
Zegar północ wybił właśnie;
wraz z ostatnim uderzeniem
zza zasłonki wyszły straszne,
dwa skrzydlate chude cienie.
Chwilę potem głośny łopot
dał się słyszeć zza drzwi szafy;
Straszek mruknął: – Będzie kłopot –
i troszeczkę się wystraszył.
Słyszał, jak coś z półki spadło,
potrącone przez intruza.
– Włożę białe prześcieradło
i wypłoszę stąd łobuza –
rzekł i chciał już drzwi uchylić,
by zabawy przerwać głupie,
ale w tejże właśnie chwili
coś walnęło w szafę z hukiem!
Głos się rozległ: – Nie mówiłam,
żeby kupić nawigację?
Guz mi wyrósł niczym śliwa…
W nosie takie mam atrakcje!
Ktoś wystękał: – Nie sądziłam,
że wyłączą dzisiaj światło.
Wczoraj lampka się paliła,
to i trafić było łatwo.
Myśli Straszek: – Ani chybi
przyleciały czarownice.
Nie byłoby ich tu, gdyby
zamknąć na noc okiennice.
Z duszą na ramieniu biegnie,
zerka czujnie za zasłonę,
a tam, niczym siedem nieszczęść,
siedzą dwie ćmy wystraszone.
dał się słyszeć zza drzwi szafy;
Straszek mruknął: – Będzie kłopot –
i troszeczkę się wystraszył.
Słyszał, jak coś z półki spadło,
potrącone przez intruza.
– Włożę białe prześcieradło
i wypłoszę stąd łobuza –
rzekł i chciał już drzwi uchylić,
by zabawy przerwać głupie,
ale w tejże właśnie chwili
coś walnęło w szafę z hukiem!
Głos się rozległ: – Nie mówiłam,
żeby kupić nawigację?
Guz mi wyrósł niczym śliwa…
W nosie takie mam atrakcje!
Ktoś wystękał: – Nie sądziłam,
że wyłączą dzisiaj światło.
Wczoraj lampka się paliła,
to i trafić było łatwo.
Myśli Straszek: – Ani chybi
przyleciały czarownice.
Nie byłoby ich tu, gdyby
zamknąć na noc okiennice.
Z duszą na ramieniu biegnie,
zerka czujnie za zasłonę,
a tam, niczym siedem nieszczęść,
siedzą dwie ćmy wystraszone.
Mruczą cicho: – Przepraszamy
za hałasy, panie Duchu,
ale noc to czas nam dany,
żeby zażyć trochę ruchu.
Proszę na nas się nie złościć –
starość, wzrok już niedomaga,
nic dziwnego, że w ciemności
co i raz się na coś wpada.
Żeby czasem nieopatrznie
nie obudzić śpiących dzieci,
niech pan włączy nam tę lampkę,
ćma do światła przecież leci.
– Zgoda – Straszek przystał na to. –
Przypominam jednak paniom,
by koniecznie zgasić światło,
gdy już panie polatają.
Rano sprawdził (ciut zaspany) –
lampka była wyłączona.
Ćmy zmęczone tak chrapały,
że ruszała się zasłona.