Tekst: Edyta Tosza. Ilustracja: Bożena Szczuka.
O Leśnym Ludziku i jego darze opowiadania baśni
Nim księżyc światłem niebo ozłoci,
baśń ci opowiem z mchu i paproci.
Usiądź wygodnie, otul się puchem,
przymknij powieki... Teraz posłuchaj...
Za siódmą górą, za siódmą rzeką,
dokąd na spacer już zbyt daleko,
w zielonych pędach żył leśny ludzik:
sercem – olbrzymi, wzrostem – nieduży.
Chociaż fizycznie raczej był słaby,
z wiatrem wygrywał fanty w warcaby,
w nocy świetliki łapał we włosy,
a rano tańczył z kroplami rosy.
Dni mu mijały nadzwyczaj żwawo
na pracy, którą łączył z zabawą:
gotów był bowiem w dowolnej chwili
słowami baśni życie umilić.
Raz do ludzika dotarły wieści,
że pewien chłopczyk choruje w mieście,
i że lekarstwem na tę chorobę
jemu jest tylko znana opowieść.
Nie czekał zatem ani minuty,
włożył płaszcz z liścia, z żołędzia buty
i się do miasta pospiesznie udał,
by chłopcu w ucho wyszeptać cuda:
– Nim księżyc światłem niebo ozłoci,
baśń ci opowiem z mchu i paproci...
baśń ci opowiem z mchu i paproci.
Usiądź wygodnie, otul się puchem,
przymknij powieki... Teraz posłuchaj...
Za siódmą górą, za siódmą rzeką,
dokąd na spacer już zbyt daleko,
w zielonych pędach żył leśny ludzik:
sercem – olbrzymi, wzrostem – nieduży.
Chociaż fizycznie raczej był słaby,
z wiatrem wygrywał fanty w warcaby,
w nocy świetliki łapał we włosy,
a rano tańczył z kroplami rosy.
Dni mu mijały nadzwyczaj żwawo
na pracy, którą łączył z zabawą:
gotów był bowiem w dowolnej chwili
słowami baśni życie umilić.
Raz do ludzika dotarły wieści,
że pewien chłopczyk choruje w mieście,
i że lekarstwem na tę chorobę
jemu jest tylko znana opowieść.
Nie czekał zatem ani minuty,
włożył płaszcz z liścia, z żołędzia buty
i się do miasta pospiesznie udał,
by chłopcu w ucho wyszeptać cuda:
– Nim księżyc światłem niebo ozłoci,
baśń ci opowiem z mchu i paproci...