Legenda o królu Ceriku i pomysłowym farmerze
Dzieje królewskiego rodu Magnarah są długie, zawiłe, a bywa, że trochę niejasne. Wynika to zapewne z tego, że przez długi czas nikt nie wpadł na pomysł, by je spisywać, a po kilku stuleciach, gdy wreszcie zaczęto to czynić, niektóre szczegóły uległy zapomnieniu albo przeinaczeniu. Współcześni historycy do tej pory nierzadko spierają się o to, które ze starych opowieści są prawdą, a które należałoby odłożyć pomiędzy bajki.
Historia, którą usłyszysz, opowiada o młodym królu Ceriku. Babką Cerika była królowa Cellia, która podporządkowała sobie Moc i przy jej pomocy zmieniła pustynię Magnarah w urodzajną krainę. Jego matką była królowa Camia. W czasach jej panowania wzniesiono królewski pałac i wybudowano stołeczne miasto Magithan.
Przystojny król Cerik o błękitnych oczach nie posiadał magicznych umiejętności babki, ale bardzo fascynował się Mocą i gromadził wiedzę na przeróżne tematy. Gdy tylko zasiadł na tronie, natychmiast otoczył się Władającymi, czyli magami. Oprócz nich w królewskiej świcie znaleźli się Mędrkowie – tak mówiło się niegdyś na uczonych – oraz Natchnieni, czyli pisarze i Dusze Targane, czyli poeci. Cerik od rana do wieczora wsłuchiwał się w słowa pełne rozmaitych mądrości, których mu nie żałowano, sam jednak do mówienia nie był skory. Szybko zyskał sobie wśród współczesnych przydomek Milczek, co mu w ogóle nie przeszkadzało.
Historia, którą usłyszysz, opowiada o młodym królu Ceriku. Babką Cerika była królowa Cellia, która podporządkowała sobie Moc i przy jej pomocy zmieniła pustynię Magnarah w urodzajną krainę. Jego matką była królowa Camia. W czasach jej panowania wzniesiono królewski pałac i wybudowano stołeczne miasto Magithan.
Przystojny król Cerik o błękitnych oczach nie posiadał magicznych umiejętności babki, ale bardzo fascynował się Mocą i gromadził wiedzę na przeróżne tematy. Gdy tylko zasiadł na tronie, natychmiast otoczył się Władającymi, czyli magami. Oprócz nich w królewskiej świcie znaleźli się Mędrkowie – tak mówiło się niegdyś na uczonych – oraz Natchnieni, czyli pisarze i Dusze Targane, czyli poeci. Cerik od rana do wieczora wsłuchiwał się w słowa pełne rozmaitych mądrości, których mu nie żałowano, sam jednak do mówienia nie był skory. Szybko zyskał sobie wśród współczesnych przydomek Milczek, co mu w ogóle nie przeszkadzało.
Doradzono mu pewnego dnia, by wybrał się w podróż i posłuchał tego, co mają mu do powiedzenia poddani. Byli to prości ludzie, nieznający ani Mocy, ani dobrobytu rzemieślnicy i farmerzy, zamieszkujący rozrzucone po całym królestwie mniejsze lub większe osady.
– Pokażesz się, królu, z dobrej strony – mówili doradcy z zapałem.
– Hym? – odmruknął król.
– Zobaczysz, jak im się wiedzie, i dowiesz, czy czegoś nie potrzebują. Czasami wystarczy, gdy ich wysłuchasz.
– Yhym.
– Zwiedzisz całe swoje królestwo! Zobaczysz wioski i osady, dotrzesz do samych gór.
– Ach? Hmm... Mhmm – to ostatnie mruknięcie było, jak się okazało, oznaką entuzjazmu. Rozpoczęto przygotowania do podróży.
Niestety, jak powszechnie wiadomo, nawet najmądrzejszy pomysł w kiepskim wykonaniu ogromnie traci na wartości.
Młody król, który już następnego dnia wyruszył w podróż, niestety szybko zraził do siebie ludzi. Poddani ochoczo wybiegali mu na spotkanie, odchodzili z rozczarowaniem, a niektórzy nawet ze wstrętem.
Jak było to możliwe?
Delikatny, przyzwyczajony do wygód i luksusów dworu, bardzo źle znosił trudy podróży. Rozpoczął ją na koniu, szybko jednak przesiadł się do niesionej przez służących lektyki, a niedługo później wzgardził nią na korzyść karocy, naprędce wykoncypowanej i sporządzonej wspólnym wysiłkiem Mędrków i Władających. Już drugiego dnia podróży krzywił się niemiłosiernie, gdy napotykano na wyboje, zieleniał, gdy w nozdrza zawiał mu smród nawozu, i natychmiast bladł ze strachu przy spotkaniu z pasącą się na łąkach najspokojniejszą nawet rogacizną.
Wszystkie te okropne nieszczęścia spowodowały, że przybywszy do którejkolwiek osady robił grymasy, jęczał chwytając co raz za obolały zadek i w ogóle słuchać już nikogo nie chciał.
Zahartowani i dumni mieszkańcy Magnarah – takimi jesteśmy aż do dzisiaj, zapamiętaj to dobrze! – wstydzili się swojego króla.
Mędrkowie i inni towarzyszący mu dworacy kiwali głowami i mruczeli pod nosem: Ma młodziak szczęście, że już wcześniej nadano mu przydomek. Teraz dostałby o wiele mniej pochlebny. Nazwano by go pewnie Cherlakiem, Niedołęgą albo Ciemięgą.
Trzeba było jednak przyznać jedno Cerikowi: był uparty. Gdy coś zaczął, musiał dokończyć, choćby nie wiem co. Rzadko to spotykana i nad wyraz pozytywna cecha charakteru. Za nic nie chciał przerywać podróży. Na jego burkliwy rozkaz mędrkowie pomyśleli, pokombinowali, i do karocy doniesiono masę poduszek. Królewskie siedzenie odpoczęło, królewski humor wydatnie się poprawił.
Podróż po królestwie ciągnęła się dalej bez większych zakłóceń. A wiatr, szumiący w kłosach zbóż przydrożnych pól, niósł do małych i dużych osad wieść o zbliżającym się władcy, który tak bardzo różnił się od swoich poddanych.
– Pokażesz się, królu, z dobrej strony – mówili doradcy z zapałem.
– Hym? – odmruknął król.
– Zobaczysz, jak im się wiedzie, i dowiesz, czy czegoś nie potrzebują. Czasami wystarczy, gdy ich wysłuchasz.
– Yhym.
– Zwiedzisz całe swoje królestwo! Zobaczysz wioski i osady, dotrzesz do samych gór.
– Ach? Hmm... Mhmm – to ostatnie mruknięcie było, jak się okazało, oznaką entuzjazmu. Rozpoczęto przygotowania do podróży.
Niestety, jak powszechnie wiadomo, nawet najmądrzejszy pomysł w kiepskim wykonaniu ogromnie traci na wartości.
Młody król, który już następnego dnia wyruszył w podróż, niestety szybko zraził do siebie ludzi. Poddani ochoczo wybiegali mu na spotkanie, odchodzili z rozczarowaniem, a niektórzy nawet ze wstrętem.
Jak było to możliwe?
Delikatny, przyzwyczajony do wygód i luksusów dworu, bardzo źle znosił trudy podróży. Rozpoczął ją na koniu, szybko jednak przesiadł się do niesionej przez służących lektyki, a niedługo później wzgardził nią na korzyść karocy, naprędce wykoncypowanej i sporządzonej wspólnym wysiłkiem Mędrków i Władających. Już drugiego dnia podróży krzywił się niemiłosiernie, gdy napotykano na wyboje, zieleniał, gdy w nozdrza zawiał mu smród nawozu, i natychmiast bladł ze strachu przy spotkaniu z pasącą się na łąkach najspokojniejszą nawet rogacizną.
Wszystkie te okropne nieszczęścia spowodowały, że przybywszy do którejkolwiek osady robił grymasy, jęczał chwytając co raz za obolały zadek i w ogóle słuchać już nikogo nie chciał.
Zahartowani i dumni mieszkańcy Magnarah – takimi jesteśmy aż do dzisiaj, zapamiętaj to dobrze! – wstydzili się swojego króla.
Mędrkowie i inni towarzyszący mu dworacy kiwali głowami i mruczeli pod nosem: Ma młodziak szczęście, że już wcześniej nadano mu przydomek. Teraz dostałby o wiele mniej pochlebny. Nazwano by go pewnie Cherlakiem, Niedołęgą albo Ciemięgą.
Trzeba było jednak przyznać jedno Cerikowi: był uparty. Gdy coś zaczął, musiał dokończyć, choćby nie wiem co. Rzadko to spotykana i nad wyraz pozytywna cecha charakteru. Za nic nie chciał przerywać podróży. Na jego burkliwy rozkaz mędrkowie pomyśleli, pokombinowali, i do karocy doniesiono masę poduszek. Królewskie siedzenie odpoczęło, królewski humor wydatnie się poprawił.
Podróż po królestwie ciągnęła się dalej bez większych zakłóceń. A wiatr, szumiący w kłosach zbóż przydrożnych pól, niósł do małych i dużych osad wieść o zbliżającym się władcy, który tak bardzo różnił się od swoich poddanych.
W pobliżu osady, która nazywała się Muh, mieszkał z rodziną pewien farmer o imieniu Arabus. Uprawiał z zamiłowaniem warzywa i owoce, ale jego pola i sady rzadko kiedy wydawały obfite plony, gdyż okolica ta słynęła z suchej ziemi. Do wody było daleko, a deszcze padały tu niesłychanie rzadko. Zamiast jednak uprawiać niewymagające częstego nawadniania kaktusy, jak czynili to jego ziomkowie, Arabus uparł się na uprawę melonów, arbuzów i truskawek.
Przypomnij mi kiedyś koniecznie, abym opowiedziała ci, jak przyrządzić przepyszną potrawkę z kaktusa na słodko. To na Magnarah smakołyk jakich mało.
Arabus słynął w całej okolicy ze swojej pomysłowości. Chętnie służył radą wszystkim, którzy jej potrzebowali, nawet gdy sami o tym nie wiedzieli. Starszej córce – a córki miał dwie – zakochanej bez pamięci w synu miejscowego kowala, który z kolei długo nie mógł zdecydować się, czy wybrać na małżonkę ją, czy inną piękną pannę z tej samej osady, doradzał w taki oto sposób:
– Amali, upiecz ciasto. Upiecz dwa. A najlepiej upiecz trzy ciasta. I zanieś je wszystkie rywalce.
– Ależ, tato! Co ty opowiadasz! Nie dość, że ta flądra chce mi odbić ukochanego , to mam jej jeszcze zanosić wypieki?
– Nie kłóć się, Amali, rób, jak mówię. Uczyń to jeszcze dziś, i to samo zrób jutro. I pojutrze. I każdego kolejnego dnia.
Amali wzruszała ramionami, ale na wszelki wypadek robiła to, co radził tatko. Nie minął miesiąc i łasa na słodycze rywalka znacznie przybrała na wadze. Poza tym, zepsuły się jej zęby, gdyż, zajęta pałaszowaniem, nie miała czasu ich myć. Kiedy wyrwano jej trzeci z kolei, mocno zdegustowany syn kowala podjął męską decyzję i oświadczył się szczupłej Amali. Zaręczyny cała osada Muh świętowała sławnym na całą okolicę palącym gardła napitkiem z wyciągu z kaktusów.
Przypomnij mi kiedyś koniecznie, abym opowiedziała ci, jak przyrządzić przepyszną potrawkę z kaktusa na słodko. To na Magnarah smakołyk jakich mało.
Arabus słynął w całej okolicy ze swojej pomysłowości. Chętnie służył radą wszystkim, którzy jej potrzebowali, nawet gdy sami o tym nie wiedzieli. Starszej córce – a córki miał dwie – zakochanej bez pamięci w synu miejscowego kowala, który z kolei długo nie mógł zdecydować się, czy wybrać na małżonkę ją, czy inną piękną pannę z tej samej osady, doradzał w taki oto sposób:
– Amali, upiecz ciasto. Upiecz dwa. A najlepiej upiecz trzy ciasta. I zanieś je wszystkie rywalce.
– Ależ, tato! Co ty opowiadasz! Nie dość, że ta flądra chce mi odbić ukochanego , to mam jej jeszcze zanosić wypieki?
– Nie kłóć się, Amali, rób, jak mówię. Uczyń to jeszcze dziś, i to samo zrób jutro. I pojutrze. I każdego kolejnego dnia.
Amali wzruszała ramionami, ale na wszelki wypadek robiła to, co radził tatko. Nie minął miesiąc i łasa na słodycze rywalka znacznie przybrała na wadze. Poza tym, zepsuły się jej zęby, gdyż, zajęta pałaszowaniem, nie miała czasu ich myć. Kiedy wyrwano jej trzeci z kolei, mocno zdegustowany syn kowala podjął męską decyzję i oświadczył się szczupłej Amali. Zaręczyny cała osada Muh świętowała sławnym na całą okolicę palącym gardła napitkiem z wyciągu z kaktusów.
Kiedy król Cerik zawitał do osady Arabusa, farmer ucieszył się niezmiernie. Miał on bowiem pewien pomysł, który koniecznie chciał przedstawić swojemu władcy. Nie miał wątpliwości, że prześwietna idea spotka się z uznaniem, a może nawet i nagrodą. Uradowany pobiegł galopem do osady, a za nim podążyły truchtem jego żona, Aglopa, i młodsza córka, Agawa.
Król, rozparty wygodnie na ogromnych poduszkach, wysłuchał pomysłu. A potem pokręcił tylko krótko głową, okoloną pięknymi, jasnymi lokami.
– Nie podoba się królowi pomysł? – zdziwił się Arabus.
– Yym – odmruknął przecząco król.
– Ale przecież to jest doskonały pomysł! Nie ma prawa się nie podobać! Gdy od oddalonego co prawda stąd jeziora wykopiemy mnóstwo głębokich kanałów i kanalików, ziemia się nawodni, a moje arbuzy wreszcie zaczną rosnąć większe i smaczniejsze. Nawet okoliczne kaktusy na tym zyskają.
– Yyym – powtórzył król.
– Jak to nie? – przekonany o swojej racji Arabus zaczynał się denerwować. – Wystarczy jedynie królewskie pozwolenie, pracę wykonamy sami. Co szkodzi spróbować?
Król Cerik niecierpliwie machnął dłonią. Nie silił się jednak na dokładniejsze wyjaśnienia.
– Yym.. – powiedział cicho i, zmęczony wyczerpującą konwersacją, osunął się na poduszki.
Arabus wpadł w złość. Tej wymianie zdań przysłuchiwała się bez mała cała osada, której mieszkańcy zgromadzili się na głównym placu. W złości tej i upokorzeniu zapomniał, z kim ma do czynienia i, przyznać należy z przykrością, zaczął wymyślać Cerikowi, nie przebierając w słowach. Nazwał go słabym i pysznym. Wykrzyknął nawet kilkakrotnie, że Cerik nie powinien w ogóle być władcą, skoro jest tak nierozsądny, a co gorsza – zupełnie niepostępowy.
I wtedy stało się coś niezwykłego. Na blade lica króla wystąpił ognisty rumieniec. Władca wyprostował się, a jego oczy zalśniły. I po raz pierwszy Cerik Milczek przemówił. I to jak przemówił!
– Przekonywałeś mnie, farmerze, do swojej idei, a ja ci odmawiałem. Przekonywałeś mnie dalej, ani razu nie zapytawszy jednak, dlaczego się nie zgadzam. Ani razu – zapytaj kogokolwiek z tu zgromadzonych. Wpadłeś w gniew i w obecności moich dworzan zelżyłeś mnie w słowach okrutnych i niesprawiedliwych. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że brak mi zahartowania. Że jestem delikatny i słabowity. Że mierzi mnie odór rzeczy, do których nie jestem przyzwyczajony. Przede mną długa droga, by zmężnieć, wiem o tym. Nie jestem wolny od wad, ale umiem się do nich przyznać i mam w sobie dość siły, by z nimi walczyć. Ale ty… ty zarzuciłeś mi pychę, nie bacząc na to, że sam jesteś nią wypchany po gardło!
Arabus otworzył usta ze zdumienia. To samo uczynili wszyscy królewscy doradcy, zdziwieni tym, jak pięknie brzmiał królewski głos. Słyszeli go takim po raz pierwszy, bo do tej pory Cerik, nie dość że z natury był lakoniczny, prawie wyłącznie pomrukiwał.
– Za karę – ciągnął Cerik – twoja ziemia zostanie podzielona między innych farmerów, a tobie zakazuję zajmowanie się uprawą roli. Ponadto zabieram ze sobą do mojej siedziby twoją córkę, która od tej pory będzie moją niewolnicą. Niechaj jednak moi poddani wiedzą, że nie jestem okrutny. Nie umrzesz z głodu, bo za córkę ci zapłacę.
Przy tych słowach rzucił pod nogi Arabusa wypchaną złotymi monetami sakiewkę. I podczas gdy cucono omdlałą żonę farmera, jego przerażoną, acz przepiękną, córkę Agawę związano i wzięto w niewolę na królewski dwór.
Gdy farmer powrócił do domu z palącą jego dłonie niczym rozżarzone węgle sakiewką, płakał. Nigdy do tej pory na Magnarah nie widziano, by ktokolwiek płakał tak rozpaczliwie.
Król, rozparty wygodnie na ogromnych poduszkach, wysłuchał pomysłu. A potem pokręcił tylko krótko głową, okoloną pięknymi, jasnymi lokami.
– Nie podoba się królowi pomysł? – zdziwił się Arabus.
– Yym – odmruknął przecząco król.
– Ale przecież to jest doskonały pomysł! Nie ma prawa się nie podobać! Gdy od oddalonego co prawda stąd jeziora wykopiemy mnóstwo głębokich kanałów i kanalików, ziemia się nawodni, a moje arbuzy wreszcie zaczną rosnąć większe i smaczniejsze. Nawet okoliczne kaktusy na tym zyskają.
– Yyym – powtórzył król.
– Jak to nie? – przekonany o swojej racji Arabus zaczynał się denerwować. – Wystarczy jedynie królewskie pozwolenie, pracę wykonamy sami. Co szkodzi spróbować?
Król Cerik niecierpliwie machnął dłonią. Nie silił się jednak na dokładniejsze wyjaśnienia.
– Yym.. – powiedział cicho i, zmęczony wyczerpującą konwersacją, osunął się na poduszki.
Arabus wpadł w złość. Tej wymianie zdań przysłuchiwała się bez mała cała osada, której mieszkańcy zgromadzili się na głównym placu. W złości tej i upokorzeniu zapomniał, z kim ma do czynienia i, przyznać należy z przykrością, zaczął wymyślać Cerikowi, nie przebierając w słowach. Nazwał go słabym i pysznym. Wykrzyknął nawet kilkakrotnie, że Cerik nie powinien w ogóle być władcą, skoro jest tak nierozsądny, a co gorsza – zupełnie niepostępowy.
I wtedy stało się coś niezwykłego. Na blade lica króla wystąpił ognisty rumieniec. Władca wyprostował się, a jego oczy zalśniły. I po raz pierwszy Cerik Milczek przemówił. I to jak przemówił!
– Przekonywałeś mnie, farmerze, do swojej idei, a ja ci odmawiałem. Przekonywałeś mnie dalej, ani razu nie zapytawszy jednak, dlaczego się nie zgadzam. Ani razu – zapytaj kogokolwiek z tu zgromadzonych. Wpadłeś w gniew i w obecności moich dworzan zelżyłeś mnie w słowach okrutnych i niesprawiedliwych. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że brak mi zahartowania. Że jestem delikatny i słabowity. Że mierzi mnie odór rzeczy, do których nie jestem przyzwyczajony. Przede mną długa droga, by zmężnieć, wiem o tym. Nie jestem wolny od wad, ale umiem się do nich przyznać i mam w sobie dość siły, by z nimi walczyć. Ale ty… ty zarzuciłeś mi pychę, nie bacząc na to, że sam jesteś nią wypchany po gardło!
Arabus otworzył usta ze zdumienia. To samo uczynili wszyscy królewscy doradcy, zdziwieni tym, jak pięknie brzmiał królewski głos. Słyszeli go takim po raz pierwszy, bo do tej pory Cerik, nie dość że z natury był lakoniczny, prawie wyłącznie pomrukiwał.
– Za karę – ciągnął Cerik – twoja ziemia zostanie podzielona między innych farmerów, a tobie zakazuję zajmowanie się uprawą roli. Ponadto zabieram ze sobą do mojej siedziby twoją córkę, która od tej pory będzie moją niewolnicą. Niechaj jednak moi poddani wiedzą, że nie jestem okrutny. Nie umrzesz z głodu, bo za córkę ci zapłacę.
Przy tych słowach rzucił pod nogi Arabusa wypchaną złotymi monetami sakiewkę. I podczas gdy cucono omdlałą żonę farmera, jego przerażoną, acz przepiękną, córkę Agawę związano i wzięto w niewolę na królewski dwór.
Gdy farmer powrócił do domu z palącą jego dłonie niczym rozżarzone węgle sakiewką, płakał. Nigdy do tej pory na Magnarah nie widziano, by ktokolwiek płakał tak rozpaczliwie.
Minął rok. Arabus, któremu nie wolno już było uprawiać arbuzów i niczego innego, strugał z drewna fujarki, zabawki i figurki i siedział z nimi na środku osady, próbując je sprzedawać. Niewiele tym zarabiał. Często zdarzało się, że nikt nic nie kupił przez cały dzień. Nie dlatego, że się nie starał. Ale ludzie w osadzie pamiętali o jego zatargu z królem i nikt nie chciał się narażać.
Aż wreszcie pewnego dnia król we własnej osobie przyjechał do Muh. Rzecz niebywała, przyjechał konno, mocno i mężnie trzymając się w siodle. Jasne loki związane były na karku rzemieniem, twarz zbrązowiała, a pod oczami i w kącikach ust pojawiły się małe zmarszczki, typowe dla ludzi, którzy często się śmieją. Pod kurtką, na którą Cerik zamienił swoje niegdyś delikatne i zwiewne szaty, widać było pięknie wyćwiczone mięśnie.
Król na samym środku głównego placu zwinnie zeskoczył z wierzchowca, nie przejmując się ani widokiem prowadzonego tam właśnie stada krów, ani tym, że wdepnął przy tym w mocno aromatyczny krowi placek. Z nieukrywaną radością zbliżył się do siedzącego na placu Arabusa i ku zdumieniu ciekawskich gapiów, których nagle zrobiło się mnóstwo, wziął go w ramiona i ucałował w oba policzki.
– Mój drogi przyszły teściu! – wykrzyknął… i w ten sposób wszystko się wyjaśniło.
Jak się okazało, młodsza córka Arabusa, nadobna Agawa, rozumem i sprytem nie ustępowała tacie. To właśnie ona swoimi pomysłowymi i fantastycznymi opowieściami ośmieliła Cerika do rozmowy. A ponieważ nie lubiła gnuśnego trybu życia, wyganiała go z przytulnych komnat i zachęcała do spacerów na świeżym powietrzu. W tym gorąco popierali ją Władający Mocą i Mędrkowie, którzy byli naprawdę mądrzy i wiedzieli, że w zdrowym ciele – zdrowy duch. Tylko pisarze i poeci, których utworów król przestał słuchać, marudzili co nieco. Cerik chętniej słuchał teraz Agawy, a jeszcze chętniej i coraz śmielej się z nią przekomarzał. Podczas spacerów popisywał się przed nią coraz bardziej śmiałymi wyczynami. Mądra Agawa udawała, że nie widzi jego początkowych niepowodzeń i potknięć, zachwycając się coraz częstszymi sukcesami. Skończyło się to wszystko tak, jak powinno, czyli zaręczynami, a królewski ślub miał odbyć się, wedle rozkazu Cerika, jak najszybciej.
Aż wreszcie pewnego dnia król we własnej osobie przyjechał do Muh. Rzecz niebywała, przyjechał konno, mocno i mężnie trzymając się w siodle. Jasne loki związane były na karku rzemieniem, twarz zbrązowiała, a pod oczami i w kącikach ust pojawiły się małe zmarszczki, typowe dla ludzi, którzy często się śmieją. Pod kurtką, na którą Cerik zamienił swoje niegdyś delikatne i zwiewne szaty, widać było pięknie wyćwiczone mięśnie.
Król na samym środku głównego placu zwinnie zeskoczył z wierzchowca, nie przejmując się ani widokiem prowadzonego tam właśnie stada krów, ani tym, że wdepnął przy tym w mocno aromatyczny krowi placek. Z nieukrywaną radością zbliżył się do siedzącego na placu Arabusa i ku zdumieniu ciekawskich gapiów, których nagle zrobiło się mnóstwo, wziął go w ramiona i ucałował w oba policzki.
– Mój drogi przyszły teściu! – wykrzyknął… i w ten sposób wszystko się wyjaśniło.
Jak się okazało, młodsza córka Arabusa, nadobna Agawa, rozumem i sprytem nie ustępowała tacie. To właśnie ona swoimi pomysłowymi i fantastycznymi opowieściami ośmieliła Cerika do rozmowy. A ponieważ nie lubiła gnuśnego trybu życia, wyganiała go z przytulnych komnat i zachęcała do spacerów na świeżym powietrzu. W tym gorąco popierali ją Władający Mocą i Mędrkowie, którzy byli naprawdę mądrzy i wiedzieli, że w zdrowym ciele – zdrowy duch. Tylko pisarze i poeci, których utworów król przestał słuchać, marudzili co nieco. Cerik chętniej słuchał teraz Agawy, a jeszcze chętniej i coraz śmielej się z nią przekomarzał. Podczas spacerów popisywał się przed nią coraz bardziej śmiałymi wyczynami. Mądra Agawa udawała, że nie widzi jego początkowych niepowodzeń i potknięć, zachwycając się coraz częstszymi sukcesami. Skończyło się to wszystko tak, jak powinno, czyli zaręczynami, a królewski ślub miał odbyć się, wedle rozkazu Cerika, jak najszybciej.
A na uczcie, którą wydano z tej okazji, szczęśliwy król Cerik Rozgadany (taki był jego nowy przydomek) długo i ze szczegółami wyjaśniał swojemu świeżo upieczonemu teściowi, dlaczego nie zgodził się na wykopanie kanałów w osadzie Muh. Gdyby to bowiem uczynił, skutki takiej budowy mogły być tragiczne.
Mędrkowie i Władający, którymi Cerik otaczał się od najmłodszych lat, zbadali dokładnie Magnarah, która kiedyś była pustynią – o tym opowiem ci dokładniej innym razem. Odkryli oni, że powierzchnię naszego królestwa, zbudowanego ze skoncentrowanej magii, pokrywa warstwa ziemi, miejscami bardzo cienka, a czasem grubsza. Tam, gdzie warstwa jest grubsza, znajdują się nieliczne rzeczki i małe jeziorka. Tam jednak, gdzie ziemi jest mało, nie wolno ani budować kanałów, ani kopać studzien.
Gdyby zatem pomysł Arabusa wprowadzono w życie, osada Muh prawdopodobnie osunęłaby się w magiczną przepaść, bo właśnie ona była jedną z kilku położonych na wąskiej warstwie ziemi. Cerik wyjaśniał to wszystko i nawet pokazywał byłemu farmerowi nakreślone przez Mędrków mapy, na których wszystko to było widoczne.
Arabus długo zastanawiał się potem nad zadziwiającymi odkryciami i ślęczał nad mapami krainy. W końcu przywołał do siebie zięcia i ślęczeli przez kilka dni obaj, cały czas przy tym dyskutując i gestykulując zawzięcie. Kres temu położyła zniecierpliwiona nieobecnością Cerika w małżeńskich komnatach królowa Agawa, która na poczekaniu wpadła na pomysł wybudowania tuż obok pałacu Akademii Pomysłów Koncepto otwartej w dzień i zamkniętej na cztery spusty w nocy. Mędrkowie i Władający byli zachwyceni pomysłem młodej królowej. Przenieśli się do Akademii Koncepto, gdzie podobni im urzędują aż do dziś.
Do dzisiaj wrota Akademii otwarte są dla każdego, kto chciałby swoje pomysły przedstawić i o nich porozmawiać – z dużym naciskiem na to ostatnie. Gdyż bez rozmowy i dyskusji nie może być mowy o postępie, a z milczenia często rodzą się spory, niedomówienia i nieporozumienia. I wtedy nawet najlepszy z pomysłów, jak już wspomniałam wcześniej, nie tylko grozi kiepskim wykonaniem, lecz zgoła nieszczęściem.
I tego właśnie nauczyli się dawno, dawno temu i król, i farmer. A za ich przykładem - my.
Arabus długo zastanawiał się potem nad zadziwiającymi odkryciami i ślęczał nad mapami krainy. W końcu przywołał do siebie zięcia i ślęczeli przez kilka dni obaj, cały czas przy tym dyskutując i gestykulując zawzięcie. Kres temu położyła zniecierpliwiona nieobecnością Cerika w małżeńskich komnatach królowa Agawa, która na poczekaniu wpadła na pomysł wybudowania tuż obok pałacu Akademii Pomysłów Koncepto otwartej w dzień i zamkniętej na cztery spusty w nocy. Mędrkowie i Władający byli zachwyceni pomysłem młodej królowej. Przenieśli się do Akademii Koncepto, gdzie podobni im urzędują aż do dziś.
Do dzisiaj wrota Akademii otwarte są dla każdego, kto chciałby swoje pomysły przedstawić i o nich porozmawiać – z dużym naciskiem na to ostatnie. Gdyż bez rozmowy i dyskusji nie może być mowy o postępie, a z milczenia często rodzą się spory, niedomówienia i nieporozumienia. I wtedy nawet najlepszy z pomysłów, jak już wspomniałam wcześniej, nie tylko grozi kiepskim wykonaniem, lecz zgoła nieszczęściem.
I tego właśnie nauczyli się dawno, dawno temu i król, i farmer. A za ich przykładem - my.
Koniec