Tekst: Bogumił Zając. Ilustracja: Bożena Szczuka.
Krokodyl
Pan krokodyl zachorował.
– Ssie mnie w brzuchu, w gardle drapie.
Kroki szybko więc skierował
do doktora na terapię.
Ten migdałki chciał zobaczyć,
lecz do gardła droga długa –
kłów niemało, las siekaczy,
język wielki jak maczuga.
– Wprost do paszczy wejdź doktorze.
Zobacz, może mam anginę,
gdyż szeroko ją otworzę,
tylko jeszcze przełknę ślinę.
Już z latarką doktor zmierzał
w stronę gardła, lecz nim pojął,
gdzie prawdziwy problem leżał,
to gad zamknął mordę swoją.
– Choć tabletka dość koścista,
już się całkiem wyleczyłem.
Dobry to był specjalista –
ja po prostu głodny byłem!
– Ssie mnie w brzuchu, w gardle drapie.
Kroki szybko więc skierował
do doktora na terapię.
Ten migdałki chciał zobaczyć,
lecz do gardła droga długa –
kłów niemało, las siekaczy,
język wielki jak maczuga.
– Wprost do paszczy wejdź doktorze.
Zobacz, może mam anginę,
gdyż szeroko ją otworzę,
tylko jeszcze przełknę ślinę.
Już z latarką doktor zmierzał
w stronę gardła, lecz nim pojął,
gdzie prawdziwy problem leżał,
to gad zamknął mordę swoją.
– Choć tabletka dość koścista,
już się całkiem wyleczyłem.
Dobry to był specjalista –
ja po prostu głodny byłem!