Tekst: Jacek Londyn. Ilustracja: Bożena Szczuka.
Kosmiczni trawożercy
Wśród zwierzaków wielki popłoch;
trawę z łąki gdzieś wymiotło.
– Nie ma nic, ani źdźbła! –
Krowa, która poszła sama,
żeby trawy skubnąć z rana,
takie wieści dla nich ma.
Konia bardzo to ubodło:
– Znów mi przyjdzie jadać obrok.
Nie ma nic? Ani źdźbła? –
jeszcze raz zapytał krowę,
bo się mu nie mieści w głowie,
że tak źle się sprawa ma.
Owca też nie chciała wierzyć.
– Krowa tu panikę szerzy.
Nie ma nic? Ani źdźbła?
Czy możliwe, że od rana
trawa jest już wyskubana?
To zapewne jakiś żart!
Rzecz na miejscu sprawdzi koza;
wnet uwalnia się z powroza.
– Nie ma nic, ani źdźbła! –
Widok łąki wnet jej zdradza,
że nic krowa nie przesadza
i – niestety – rację ma.
Sytuacja jest więc groźna,
bo bez trawy żyć nie można.
– Nie ma nic, ani źdźbła –
narzekają koń i krowa,
beczy owca, jęczy koza.
– Oj, ty nasza dolo zła!
Taki rwetes uczynili,
że przybiegła gospodyni.
– Nie ma nic, ani źdźbła? –
Pędzi, żeby problem zbadać.
Po godzinie wraca blada
i powiada: – Było tak.
Sąsiad widział, jak dziś w nocy
spodkiem przylecieli obcy.
No i nic, ani źdźbło
nam na łące nie zostało –
tak kosmitom smakowało.
A mlaskali że ho, ho!
Zostawili dla was kartkę:
„Dziękujemy, było smaczne.
A że nic, nawet źdźbło,
nie zostało do zjedzenia,
czas powiedzieć: Do widzenia.
Zapraszamy do nas, pa!”.
Mówią na to koń i koza,
owca i łaciata krowa:
– Jeśli nic, ani źdźbła,
nie ma, lećmy w kosmos, jazda!
Poszukamy trawy w gwiazdach,
bo nam w brzuchach z głodu gra.
Polecieli bajkolotem,
który czekał już pod płotem,
w kosmos, gdzie trawy źdźbła
rosną na gwieździstej łące
pod zielonym wielkim słońcem.
Będzie uczta na sto dwa!
trawę z łąki gdzieś wymiotło.
– Nie ma nic, ani źdźbła! –
Krowa, która poszła sama,
żeby trawy skubnąć z rana,
takie wieści dla nich ma.
Konia bardzo to ubodło:
– Znów mi przyjdzie jadać obrok.
Nie ma nic? Ani źdźbła? –
jeszcze raz zapytał krowę,
bo się mu nie mieści w głowie,
że tak źle się sprawa ma.
Owca też nie chciała wierzyć.
– Krowa tu panikę szerzy.
Nie ma nic? Ani źdźbła?
Czy możliwe, że od rana
trawa jest już wyskubana?
To zapewne jakiś żart!
Rzecz na miejscu sprawdzi koza;
wnet uwalnia się z powroza.
– Nie ma nic, ani źdźbła! –
Widok łąki wnet jej zdradza,
że nic krowa nie przesadza
i – niestety – rację ma.
Sytuacja jest więc groźna,
bo bez trawy żyć nie można.
– Nie ma nic, ani źdźbła –
narzekają koń i krowa,
beczy owca, jęczy koza.
– Oj, ty nasza dolo zła!
Taki rwetes uczynili,
że przybiegła gospodyni.
– Nie ma nic, ani źdźbła? –
Pędzi, żeby problem zbadać.
Po godzinie wraca blada
i powiada: – Było tak.
Sąsiad widział, jak dziś w nocy
spodkiem przylecieli obcy.
No i nic, ani źdźbło
nam na łące nie zostało –
tak kosmitom smakowało.
A mlaskali że ho, ho!
Zostawili dla was kartkę:
„Dziękujemy, było smaczne.
A że nic, nawet źdźbło,
nie zostało do zjedzenia,
czas powiedzieć: Do widzenia.
Zapraszamy do nas, pa!”.
Mówią na to koń i koza,
owca i łaciata krowa:
– Jeśli nic, ani źdźbła,
nie ma, lećmy w kosmos, jazda!
Poszukamy trawy w gwiazdach,
bo nam w brzuchach z głodu gra.
Polecieli bajkolotem,
który czekał już pod płotem,
w kosmos, gdzie trawy źdźbła
rosną na gwieździstej łące
pod zielonym wielkim słońcem.
Będzie uczta na sto dwa!