Tekst: Bogumił Zając. Ilustracje: Bożena Szczuka.
Jajowa historia
Drogie dzieci, dla Was bajka:
to historia będzie jajka.
Jajko kura już dorosła
świtem bladym w środę zniosła.
Potem długo nań siedziała,
ciałem własnym ogrzewała.
Ale jajko, jak leżało,
ani drgnęło, nie pękało.
– Cóż to znowu są za dziwy?
Toż przypadek osobliwy.
Bardzo się tym faktem troska,
mama jajka, Kura Nioska.
Nagle jajko głos wydało:
– Będę sobie tak leżało!
Wyjść na świat się nieco lękam,
więc powiadam: Ja nie pękam!
I choć w środku jam kurczakiem,
jajkiem wolę być niż ptakiem.
– Co za bzdura! Co za bzdura! –
gdacze głośno Mama Kura.
– Wyjdź i zobacz jak tu pięknie! –
Ale jajko nic nie mięknie.
– Po co mam gdzieś stąd wychodzić?
Mogę sobie wszak zaszkodzić.
Tam na zewnątrz zimno przecież,
a tu w środku mam jak w lecie.
O nic martwić się nie muszę,
nigdzie stąd więc się nie ruszę!
Przyszła zima, potem wiosna,
a z nią pora Wielkanocna.
Dzieci jajko więc zabrały,
pięknie je umalowały.
Ale potem mały Janek,
idąc z koszykiem pisanek,
potknął się na czyjejś nodze,
gubiąc jajko gdzieś na drodze.
to historia będzie jajka.
Jajko kura już dorosła
świtem bladym w środę zniosła.
Potem długo nań siedziała,
ciałem własnym ogrzewała.
Ale jajko, jak leżało,
ani drgnęło, nie pękało.
– Cóż to znowu są za dziwy?
Toż przypadek osobliwy.
Bardzo się tym faktem troska,
mama jajka, Kura Nioska.
Nagle jajko głos wydało:
– Będę sobie tak leżało!
Wyjść na świat się nieco lękam,
więc powiadam: Ja nie pękam!
I choć w środku jam kurczakiem,
jajkiem wolę być niż ptakiem.
– Co za bzdura! Co za bzdura! –
gdacze głośno Mama Kura.
– Wyjdź i zobacz jak tu pięknie! –
Ale jajko nic nie mięknie.
– Po co mam gdzieś stąd wychodzić?
Mogę sobie wszak zaszkodzić.
Tam na zewnątrz zimno przecież,
a tu w środku mam jak w lecie.
O nic martwić się nie muszę,
nigdzie stąd więc się nie ruszę!
Przyszła zima, potem wiosna,
a z nią pora Wielkanocna.
Dzieci jajko więc zabrały,
pięknie je umalowały.
Ale potem mały Janek,
idąc z koszykiem pisanek,
potknął się na czyjejś nodze,
gubiąc jajko gdzieś na drodze.
To upadło na brzeg rzeczki,
pękło tam na kawałeczki.
A ze środka – być nie może –
kurczę, nie w żółtym kolorze,
ale w tęczy barwach całe.
W ciapki, paski, kropki małe.
Nie tak jak przystoi kurze,
lecz jak chciało – wbrew naturze!
Prawie koniec opowieści,
usłyszałem jednak wieści
raz od swojej koleżanki –
kura ta znosi… pisanki!