Tekst: Jacek Londyn. Ilustracje: Bożena Szczuka.
Głupia gąska
U lisicy w warzywniaku
gęś kupiła kilo maku,
bo słyszała gdzieś o kaczce,
co pisała drobnym maczkiem.
gęś kupiła kilo maku,
bo słyszała gdzieś o kaczce,
co pisała drobnym maczkiem.
„Ona może pisać makiem?
Też pokażę, że potrafię!”
Siada w domu nad zeszytem,
i już mak na kartki sypie.
Małą szczyptę, na początek,
by zapisać pierwszy rządek.
Na literki z maczku czeka,
a mak... nic, z pisaniem zwleka.
Mija kwadrans, no i figa,
mak się od pisania miga.
Myśli gąska: „Maku mało?
Pewnie więcej by się zdało”.
Drugą szczyptę i pół deka
wnet dodaje i znów czeka.
Dzień upłynął, noc, kur pieje;
nic w zeszycie się nie dzieje.
Leży mak, jak leżał wcześniej,
za pisanie brać się nie chce.
Gęś się robi ciut nerwowa.
„Gdzie literki, gdzie są słowa?”.
Zadumana szuka przyczyn,
że z pisania ciągle nici.
Zeszyt jest jak być powinien –
ma szesnaście kartek w linie.
Cóż więc się, do diaska, dzieje,
że nie widać w nim literek?
Gdy już prawie się poddaje,
sięga po opakowanie.
Gęga nagle w wielkiej złości:
„Minął okres przydatności!
Tutaj leży tajemnica,
że nie mogłam nic napisać”.
Biegnie, by lisicę zganić:
„Mak jest przeterminowany!
Świeżą porcję proszę w zamian.
Z górnej półki, do pisania”.