Tekst: Jacek Londyn. Ilustracja: Leon Dawińczyk.
Dowód na istnienie krasnoludków
Historyjka ta, tak krótka
jak porcięta krasnoludka,
nie jest bajką, no bo przecież
krasnoludki są na świecie.
Zaraz dowód dam wam na to,
jeszcze ciepły… Było lato.
Ciut zaspany na przystanku
stałem sobie o poranku,
aż tu czuję dreszcz na plecach,
jakby po nich ktoś przeleciał –
tupu tup, a już po chwili
znów poczułem go, na szyi.
Wspiął się po niej aż do ucha.
Wtedy usłyszałem: – Słuchaj,
nie myl mnie, kolego, z dreszczem!
Krasnoludkiem zwykłym jestem.
Mnie nie ujrzysz, kręcąc głową,
musisz wierzyć mi na słowo.
Brzmiał tak przekonywująco,
że słuchałem, już nie wątpiąc.
A on zaczął mówić raźniej:
– Nie dziw się, że w ucho wlazłem.
Nie narzucam się zazwyczaj,
lecz zaspałem, i to dzisiaj!
Prawie ósma, a o ósmej
muszę dotrzeć na krańcówkę.
Od niej już o rzut beretem
ma dziś miejsce, pierwszy w świecie
konkurs „Mister Krasnoludek”.
Chociaż chwalić się nie lubię,
na wygraną w nim mam szanse.
Zaraz mi przyznałbyś rację,
gdybyś tylko mógł mnie ujrzeć.
To jest jednak bardzo trudne,
więcej – to niewykonalne…
Krasnoludki są zbyt małe,
żeby dostrzec ich urodę –
krótkie nóżki, długą brodę,
brzuch wydatny, no i resztę,
której tu zachwalać nie chcę.
Ja też swoje mam atuty,
a – co ważne – czyste buty.
Mówiąc krótko, prosto z mostu:
jeśli zdążę, wygram konkurs.
W sprawach ważnych jest zasada:
„Działaj szybko, zamiast gadać”.
Do tramwaju więc bez słowa,
żeby czasu nie marnować,
wskoczyliśmy, a o ósmej
wysiedliśmy na krańcówce.
Znów poczułem dreszcz na plecach,
skrzat jak sprinter w dół poleciał,
i zatrzymał się na stopie.
A z niej krzyknął : – Dzięki, chłopie!
Pewny bądź – sam za to ręczę –
że na pewno się odwdzięczę.
Pewnie wiesz od Konopnickiej,
że profesje znam rozliczne.
Za kucharkę, tam, gdzie można,
ściągnę smaczną pieczeń z rożna
albo skwarków porwę garnek,
chleba okruszynki zgarnę
lub ze stołu cukru nieco
zliżę, nim się muchy zlecą.
W stajni chętnie z bicza trzasnę
i opowiem dzieciom baśnie,
jeśli zechcesz… Ale później.
Teraz pędzę, bo się spóźnię…
a z konkursu zdam relację,
gdy siądziemy przy herbatce.
Rzucił: – Pa! – i zniknął w tłumie,
tak jak krasnoludek umie.
Nie zapytał mnie o adres,
ale wiem, że mnie odnajdzie.
Dla takiego jegomościa
sprawa to banalnie prosta.
Jak widzicie, to nie bajka –
krasnoludki są na świecie.
I czekają na przystankach,
aż je z sobą zabierzecie.
Czeka was zabawa przednia,
frajdy moc ze wspólnej jazdy,
pod warunkiem, że wam nie brak
odrobiny wyobraźni.
jak porcięta krasnoludka,
nie jest bajką, no bo przecież
krasnoludki są na świecie.
Zaraz dowód dam wam na to,
jeszcze ciepły… Było lato.
Ciut zaspany na przystanku
stałem sobie o poranku,
aż tu czuję dreszcz na plecach,
jakby po nich ktoś przeleciał –
tupu tup, a już po chwili
znów poczułem go, na szyi.
Wspiął się po niej aż do ucha.
Wtedy usłyszałem: – Słuchaj,
nie myl mnie, kolego, z dreszczem!
Krasnoludkiem zwykłym jestem.
Mnie nie ujrzysz, kręcąc głową,
musisz wierzyć mi na słowo.
Brzmiał tak przekonywująco,
że słuchałem, już nie wątpiąc.
A on zaczął mówić raźniej:
– Nie dziw się, że w ucho wlazłem.
Nie narzucam się zazwyczaj,
lecz zaspałem, i to dzisiaj!
Prawie ósma, a o ósmej
muszę dotrzeć na krańcówkę.
Od niej już o rzut beretem
ma dziś miejsce, pierwszy w świecie
konkurs „Mister Krasnoludek”.
Chociaż chwalić się nie lubię,
na wygraną w nim mam szanse.
Zaraz mi przyznałbyś rację,
gdybyś tylko mógł mnie ujrzeć.
To jest jednak bardzo trudne,
więcej – to niewykonalne…
Krasnoludki są zbyt małe,
żeby dostrzec ich urodę –
krótkie nóżki, długą brodę,
brzuch wydatny, no i resztę,
której tu zachwalać nie chcę.
Ja też swoje mam atuty,
a – co ważne – czyste buty.
Mówiąc krótko, prosto z mostu:
jeśli zdążę, wygram konkurs.
W sprawach ważnych jest zasada:
„Działaj szybko, zamiast gadać”.
Do tramwaju więc bez słowa,
żeby czasu nie marnować,
wskoczyliśmy, a o ósmej
wysiedliśmy na krańcówce.
Znów poczułem dreszcz na plecach,
skrzat jak sprinter w dół poleciał,
i zatrzymał się na stopie.
A z niej krzyknął : – Dzięki, chłopie!
Pewny bądź – sam za to ręczę –
że na pewno się odwdzięczę.
Pewnie wiesz od Konopnickiej,
że profesje znam rozliczne.
Za kucharkę, tam, gdzie można,
ściągnę smaczną pieczeń z rożna
albo skwarków porwę garnek,
chleba okruszynki zgarnę
lub ze stołu cukru nieco
zliżę, nim się muchy zlecą.
W stajni chętnie z bicza trzasnę
i opowiem dzieciom baśnie,
jeśli zechcesz… Ale później.
Teraz pędzę, bo się spóźnię…
a z konkursu zdam relację,
gdy siądziemy przy herbatce.
Rzucił: – Pa! – i zniknął w tłumie,
tak jak krasnoludek umie.
Nie zapytał mnie o adres,
ale wiem, że mnie odnajdzie.
Dla takiego jegomościa
sprawa to banalnie prosta.
Jak widzicie, to nie bajka –
krasnoludki są na świecie.
I czekają na przystankach,
aż je z sobą zabierzecie.
Czeka was zabawa przednia,
frajdy moc ze wspólnej jazdy,
pod warunkiem, że wam nie brak
odrobiny wyobraźni.