Tekst: Bogumił Zając.
Bimbuś
W Szmaragdowym Lesie mieszkał zajączek Bimbadełko. Przyjaciele mówili mu po prostu Bimbuś. Był to zwykły mały szaraczek, bardzo ciekawy świata i niezmiernie przyjacielski. Pewnego ranka przykicał na skraj lasu, aby w spokoju zjeść śniadanie. Już miał zatopić ostre ząbki w marchewce, czyli ulubionym przysmaku każdego szanującego się zająca, ale widząc przepiękny wschód słońca, zastygł na chwilę w bezruchu. Delektował się widokiem nieba, pokrytego pojedynczymi chmurkami, przypominającymi baranki i budzącej się do życia, soczyście zielonej łąki. Zapatrzony w te cudne widoki, nasz gapcio nie zauważył, że maleńki pająk zsunął się bezszelestnie po nitce pajęczyny, wiszącej nad jego głową i zeskoczył na marchewkę.
Bimbadełko dojrzał intruza dopiero w chwili, kiedy otworzył pyszczek, zamierzając zatopić ząbki w przysmaku. Zaskoczony upuścił warzywo i odskoczył.
– Ha! Ha! Ha! – usłyszał drwiący śmiech. Zza krzaków wyskoczył lisek Kitalski, zwany Rudzio.
– Bimbuś boi się pająka! – Przeskakiwał z nogi na nogę, wytykając zajączka palcem i powtarzając kilkakrotnie: Bimbuś boi się pająka!
Bimbadełko, czerwony ze wstydu, próbował wyjaśnić sytuację, ale Rudzio tylko machnął kitą i już go nie było. Zniknął również pająk, który w iście pajęczy sposób wspiął się po nitce do swojego królestwa.
– Ha! Ha! Ha! – usłyszał drwiący śmiech. Zza krzaków wyskoczył lisek Kitalski, zwany Rudzio.
– Bimbuś boi się pająka! – Przeskakiwał z nogi na nogę, wytykając zajączka palcem i powtarzając kilkakrotnie: Bimbuś boi się pająka!
Bimbadełko, czerwony ze wstydu, próbował wyjaśnić sytuację, ale Rudzio tylko machnął kitą i już go nie było. Zniknął również pająk, który w iście pajęczy sposób wspiął się po nitce do swojego królestwa.
Strapiony Bimbuś zjadł marchewkę, która wyjątkowo mu nie smakowała. Popatrzył jeszcze chwilę na niebo i pokicał do lasu. Po drodze spotkał jeża Szydełko.
– Witaj! – zawołał pogodnie.
– Witaj! – odpowiedział Szydełko, po czym zaśmiał się głośno.
– Co ci tak wesoło? – zainteresował się zajączek.
– Słyszałem, że wystraszyłeś się pająka, hi, hi!
Bimbuś okrył się rumieńcem i aż zaniemówił na chwilę, a Szydełko pożegnał się, i chichocząc pod nosem, zniknął w kupce liści. Zajączek w ponurym nastroju ruszył dalej.
Po drodze napotkał jeszcze małego wilka Kłaczka, dzięcioła Stukotka, misia Chrapusia i paru innych znajomych. Wszyscy już usłyszeli o jego przygodzie od lisa. Drwili z kolegi, nawet nie starając się uwierzyć w zapewnienia, że nie boi się pająków. Im bardziej Bimbadełko próbował ich przekonać, że to tylko nieporozumienie, tym bardziej śmiali się z niego.
Zrozpaczony szaraczek udał się więc tam, gdzie mógł liczyć na zrozumienie i pocieszenie, czyli do babci Bimbadełkowej. Babcia, nieco otyła i przygłucha, w szarym futerku, spojrzała oczami pełnymi dobroci i ciepła, wysłuchała rozżalonego wnusia, przytuliła i pogłaskała po głowie.
– Babciu, przecież ja się nie boję pająków, a wszyscy teraz tak uważają! Co zrobić?! Wstyd mi się pokazać w lesie!
– Widzisz Bimbusiu, tak to jest z tymi paskudnymi plotkami. Puścić plotkę, to tak jak stłuc dzbanuszek. Jeden nieodpowiedni ruch i rozpada się na wiele kawałków. Bardzo łatwo rozpuścić plotkę, bo pada na podatny grunt. Ale wyprowadzić z błędu i wyjaśnić plotkę, o, to już bardzo trudno. To jakby skleić dzbanuszek, potrzeba czasu i wysiłku, a i tak nie będzie, jak poprzednio, pozostaną jakieś rysy. Nic więc nie wskórasz tłumaczeniem. Po prostu bądź sobą. Przyjaciele szybko zapomną, a w odpowiednim czasie przekonają się, że nie jesteś tchórzem.
– Och, babciu! – Bimbadełko otarł łzy. – Jaka ty jesteś mądra. Od razu mi lepiej.
– Witaj! – zawołał pogodnie.
– Witaj! – odpowiedział Szydełko, po czym zaśmiał się głośno.
– Co ci tak wesoło? – zainteresował się zajączek.
– Słyszałem, że wystraszyłeś się pająka, hi, hi!
Bimbuś okrył się rumieńcem i aż zaniemówił na chwilę, a Szydełko pożegnał się, i chichocząc pod nosem, zniknął w kupce liści. Zajączek w ponurym nastroju ruszył dalej.
Po drodze napotkał jeszcze małego wilka Kłaczka, dzięcioła Stukotka, misia Chrapusia i paru innych znajomych. Wszyscy już usłyszeli o jego przygodzie od lisa. Drwili z kolegi, nawet nie starając się uwierzyć w zapewnienia, że nie boi się pająków. Im bardziej Bimbadełko próbował ich przekonać, że to tylko nieporozumienie, tym bardziej śmiali się z niego.
Zrozpaczony szaraczek udał się więc tam, gdzie mógł liczyć na zrozumienie i pocieszenie, czyli do babci Bimbadełkowej. Babcia, nieco otyła i przygłucha, w szarym futerku, spojrzała oczami pełnymi dobroci i ciepła, wysłuchała rozżalonego wnusia, przytuliła i pogłaskała po głowie.
– Babciu, przecież ja się nie boję pająków, a wszyscy teraz tak uważają! Co zrobić?! Wstyd mi się pokazać w lesie!
– Widzisz Bimbusiu, tak to jest z tymi paskudnymi plotkami. Puścić plotkę, to tak jak stłuc dzbanuszek. Jeden nieodpowiedni ruch i rozpada się na wiele kawałków. Bardzo łatwo rozpuścić plotkę, bo pada na podatny grunt. Ale wyprowadzić z błędu i wyjaśnić plotkę, o, to już bardzo trudno. To jakby skleić dzbanuszek, potrzeba czasu i wysiłku, a i tak nie będzie, jak poprzednio, pozostaną jakieś rysy. Nic więc nie wskórasz tłumaczeniem. Po prostu bądź sobą. Przyjaciele szybko zapomną, a w odpowiednim czasie przekonają się, że nie jesteś tchórzem.
– Och, babciu! – Bimbadełko otarł łzy. – Jaka ty jesteś mądra. Od razu mi lepiej.
Po tej historii zajączek wrócił do swojego ulubionego zajęcia, czyli kicania po lesie. Jeszcze przez wiele dni musiał jednak spotykać się z uśmieszkami i wytykaniem łapkami. Plotka rozpuszczona przez liska powoli jednak odchodziła w zapomnienie.
Pewnego dnia szaraczek, sadząc długimi susami przez leśne zakątki, usłyszał w oddali rozdzierające krzyki.
– Ratunku! Tonę! – wołał ktoś.
Bimbuś bez chwili zastanowienia udał się w kierunku, skąd dochodziło wołanie o pomoc.
Na środku leśnego jeziorka jakieś rude stworzonko rozpaczliwie machało łapkami, to zanurzając się, to wystawiając na chwilę główkę i rozpaczliwie nawołując. Przy brzegu zaś biegał bez ładu i składu lisek Rudzio, łapiąc się co chwilę za głowę.
– Ona utonie! A ja nie umiem pływać. Ona utonie!
Bimbuś, nie zastanawiając się, wskoczył do wody, złapał w pyszczek zwierzątko i gwałtownymi susami wydostał się na suchy brzeg.
Pewnego dnia szaraczek, sadząc długimi susami przez leśne zakątki, usłyszał w oddali rozdzierające krzyki.
– Ratunku! Tonę! – wołał ktoś.
Bimbuś bez chwili zastanowienia udał się w kierunku, skąd dochodziło wołanie o pomoc.
Na środku leśnego jeziorka jakieś rude stworzonko rozpaczliwie machało łapkami, to zanurzając się, to wystawiając na chwilę główkę i rozpaczliwie nawołując. Przy brzegu zaś biegał bez ładu i składu lisek Rudzio, łapiąc się co chwilę za głowę.
– Ona utonie! A ja nie umiem pływać. Ona utonie!
Bimbuś, nie zastanawiając się, wskoczył do wody, złapał w pyszczek zwierzątko i gwałtownymi susami wydostał się na suchy brzeg.
Okazało się, że to wiewiórka Gryzulka. Serdecznie podziękowała za uratowanie życia, a wtedy do Bimbadełka podszedł lisek. Cały rudy, tylko pyszczek miał czerwony ze wstydu.
– Przepraszam, nie jesteś tchórzem, jesteś prawdziwym bohaterem. Opowiem wszystkim, o tym, co widziałem. Gryzulka chciała zerwać orzeszek z cieniutkiej gałązki, ale ta złamała się pod ciężarem. I biedaczka wpadła do wody. Gdyby nie ty, strach pomyśleć, co by się mogło wydarzyć.
I pobiegł własną drogą, a zajączek skierował kroki do babci Bimbadełkowej.
Po drodze napotkał jeża Szydełko, wilka Kłaczka, dzięcioła Stukotka, misia Chrapusia i paru innych znajomych. Wszyscy przepraszali go za wcześniejsze drwiny i gratulowali odwagi.
W końcu dotarł na miejsce, krzycząc od progu:
– Babciu, miałaś rację!
Babcia uśmiechnęła się tylko.
Takie właśnie są babcie.
– Przepraszam, nie jesteś tchórzem, jesteś prawdziwym bohaterem. Opowiem wszystkim, o tym, co widziałem. Gryzulka chciała zerwać orzeszek z cieniutkiej gałązki, ale ta złamała się pod ciężarem. I biedaczka wpadła do wody. Gdyby nie ty, strach pomyśleć, co by się mogło wydarzyć.
I pobiegł własną drogą, a zajączek skierował kroki do babci Bimbadełkowej.
Po drodze napotkał jeża Szydełko, wilka Kłaczka, dzięcioła Stukotka, misia Chrapusia i paru innych znajomych. Wszyscy przepraszali go za wcześniejsze drwiny i gratulowali odwagi.
W końcu dotarł na miejsce, krzycząc od progu:
– Babciu, miałaś rację!
Babcia uśmiechnęła się tylko.
Takie właśnie są babcie.