Tekst: Bogumił Zając. Ilustracje: Bożena Szczuka.
Szalona wiewiórka
Żyła w miejskim parku szalona wiewiórka.
Choć cały rok w futrze, wciąż stroiła piórka.
Co to może, ho! ho! Co też zdziała ona,
kim to nie zostanie, czego nie dokona!
Z dwóch gałązek jodły zrobiła skrzydełka.
– Jestem nietoperzem! Latać się nie lękam!
Odbiła się zgrabnie – kres lotu był nagły:
Gruchnęło! Huknęło! Dwa zęby wypadły.
Z powodu powstałej wady uzębienia,
każdy orzech stał się… trudny do zgryzienia.
Zaprosiła dziadka spod samiutkich Piechów.
– To mój osobisty dziadek do orzechów!
– W zapasach prześcignę każdego chomika,
wieloletnia za mną przemawia praktyka.
Jesienią z mozołem orzechy zbierała.
Zimą zapomniała, gdzie je zakopała.
– Mówią na mnie Baśka, a wilki śpiewają,
że gust to mam fajny, co potwierdzi zając.
Romantyczna jestem, chciałam go za męża,
nieśmiały szaraczek z wrażenia aż zdębiał,
więc uwiłam gniazdko w dębowej koronie.
– Kochany, przybywaj, nie daj czekać żonie!
Szarak spojrzał w górę… Tyle go widzieli,
bezpieczniej mu było grać w wilczej kapeli.
W krzakach raz znalazła fragmencik zwierciadła,
– Kto jest najpiękniejszy? Spojrzała i zbladła.
Z lusterka z uśmiechem spoglądała… wrona.
Taka to już była wiewiórka szalona.
Choć cały rok w futrze, wciąż stroiła piórka.
Co to może, ho! ho! Co też zdziała ona,
kim to nie zostanie, czego nie dokona!
Z dwóch gałązek jodły zrobiła skrzydełka.
– Jestem nietoperzem! Latać się nie lękam!
Odbiła się zgrabnie – kres lotu był nagły:
Gruchnęło! Huknęło! Dwa zęby wypadły.
Z powodu powstałej wady uzębienia,
każdy orzech stał się… trudny do zgryzienia.
Zaprosiła dziadka spod samiutkich Piechów.
– To mój osobisty dziadek do orzechów!
– W zapasach prześcignę każdego chomika,
wieloletnia za mną przemawia praktyka.
Jesienią z mozołem orzechy zbierała.
Zimą zapomniała, gdzie je zakopała.
– Mówią na mnie Baśka, a wilki śpiewają,
że gust to mam fajny, co potwierdzi zając.
Romantyczna jestem, chciałam go za męża,
nieśmiały szaraczek z wrażenia aż zdębiał,
więc uwiłam gniazdko w dębowej koronie.
– Kochany, przybywaj, nie daj czekać żonie!
Szarak spojrzał w górę… Tyle go widzieli,
bezpieczniej mu było grać w wilczej kapeli.
W krzakach raz znalazła fragmencik zwierciadła,
– Kto jest najpiękniejszy? Spojrzała i zbladła.
Z lusterka z uśmiechem spoglądała… wrona.
Taka to już była wiewiórka szalona.