Tekst: Pajęczyca. Ilustracje: Lara Horvath.
W poszukiwaniu srebrnej rosy
Opowiadanie
Minęło już prawie pięć lat od niezwykłego i niespodziewanego odkrycia. Grupa przypadkowych towarzyszy podróży, wędrujących ścieżkami Fantazji trafiła na Łąkę wcale jej nie szukając, nie domyslając się jej istnienia. Znaleźli tam jeszcze coś, co wypełniło ich serca i serca jej mieszkańców ogromną radością.
Odkrycie zostało wpisane na wielką mapę Fantazji przez energicznego kartografa Imaga specjalnym niewymazywalnym atramentem i od tej pory pamięć o Bajkowej Łące miała nigdy, przenigdy nie zaginąć.
Nowe miejsce przyciągało turystów, zafascynowanych nie tylko pięknem Łąki. Wiadomo było, bo wieści jak ta roznoszą się błyskawicznie, że każdego ranka na źdźbłach trawy i liściach kwiatów skrzyły się ogromne krople rosy, migoczącej srebrem i śmiejącej się do całego świata. W każdej takiej kropli kryła się Tajemnica. Tylko obdarzeni wyjątkowym szczęściem i talentem poszukiwacze umieli otworzyć srebrną kroplę i prysnąć jej czar, odszyfrować Tajemnicę i zamienić ją w prawdziwą Bajkę.
Uwolniona Bajka wznosiła się nad Łąką niczym piękna, czasem radosna, czasem figlarna, czasem zasmucona albo zamyślona panna na tle ogromnej, stukolorowej tęczy. Wszyscy wtedy milkli, zasłuchani w jej głos.
Tęcza znikała dopiero wieczorem, wtedy mieszkańcy Bajkowej Łąki zasypiali. Zaczarowana rosa znikała rownież, aby pojawić się znowu kolejnego ranka. Poszukiwania Tajemnic zaczynały się od nowa.
Odkrycie zostało wpisane na wielką mapę Fantazji przez energicznego kartografa Imaga specjalnym niewymazywalnym atramentem i od tej pory pamięć o Bajkowej Łące miała nigdy, przenigdy nie zaginąć.
Nowe miejsce przyciągało turystów, zafascynowanych nie tylko pięknem Łąki. Wiadomo było, bo wieści jak ta roznoszą się błyskawicznie, że każdego ranka na źdźbłach trawy i liściach kwiatów skrzyły się ogromne krople rosy, migoczącej srebrem i śmiejącej się do całego świata. W każdej takiej kropli kryła się Tajemnica. Tylko obdarzeni wyjątkowym szczęściem i talentem poszukiwacze umieli otworzyć srebrną kroplę i prysnąć jej czar, odszyfrować Tajemnicę i zamienić ją w prawdziwą Bajkę.
Uwolniona Bajka wznosiła się nad Łąką niczym piękna, czasem radosna, czasem figlarna, czasem zasmucona albo zamyślona panna na tle ogromnej, stukolorowej tęczy. Wszyscy wtedy milkli, zasłuchani w jej głos.
Tęcza znikała dopiero wieczorem, wtedy mieszkańcy Bajkowej Łąki zasypiali. Zaczarowana rosa znikała rownież, aby pojawić się znowu kolejnego ranka. Poszukiwania Tajemnic zaczynały się od nowa.
Jak myślicie, ile nowych bajek znaleziono już na Łące? Naczelny sekretarz Fantazji, siwobrody Kaprys, już dawno stracił rachubę.
Biedronka Asia budziła się każdego ranka pełna oczekiwania i nadziei, że właśnie tego dnia uda się prysnąć czar Tajemnicy, pojawi się stukolorowa tęcza, a cała Łąka odda się świętowaniu, zabawie, ucztowaniu i tańcom, ale przede wszystkim będzie można posłuchać nowej bajki. Nie zawsze się to udawało. Zdarzały się dni bez bajek, które wcale nie były złe, ale sami chyba rozumiecie, że brakowało im czegoś wyjątkowego.
Ostatnio jednak bajki pojawiały się pojawiały się coraz rzadziej w srebrnych kroplach rosy. Czy to możliwe, zastanawiali się niektórzy mieszkańcy Łąki, że zostało ich już niewiele? Możliwe, odpowiadał naczelny sekretarz Kaprys, potrząsając z zatroskaniem siwą brodą. Czy to możliwe, pytali inni, że gdzieś indziej w Fantazji istnieje miejsce, gdzie Tajemnic jest więcej? Niewykluczone, odpowiadał energicznie kartograf Imag, zawsze skory do zapisania na mapie nowego odkrycia. Być może gdzieś indziej rzeczywiście jest jeszcze więcej zaczarowanej srebrnej rosy, ciekawe, gdzie to jest, dumała Asia, która była z natury ciekawą biedronką.
Gdy minęło kilka długich dni pod rząd, a nad Łąką nie pojawiła się ani jedna nowa bajka, Asia zauważyła, że wszystkich ogarnia coraz większy smutek. Po tygodniu tajemnicza rosa zalśniła już tylko na kilku liściach. A po miesiącu przyszedł taki dzień, że nie znaleziono nawet jednej srebrnej kropelki.
Tak nie może zostać, zdecydowała Asia.
Uważam, że miała przy tym całkowitą rację.
Zaniepokojona już nie na żarty biedronka postanowiła zasięgnąć języka u poszukiwaczy tajemnic. Pierwszego wzięła na spytki Zająca.
- Dlaczego nie ma już bajek? - zapytała. Zając pokiwał bezradnie uszami.
- Trzeba czekać - wygiął pyszczek w smutnym uśmiechu.
To samo pytanie zadała pozostałym.
- Trzeba myśleć - pokiwała głową roztropna Mrówka.
- Trzeba latać - beztrosko zaśmiał się tęczowy Motyl.
- Trzeba tkać - oświadczyła nieobecna duchem Pajęczyca.
- Trzeba szukać! - energicznie zamachał czułkami surowy Szerszeń.
Wzbogacona o te rady biedronka Asia wybrała najciekawszą, jej zdaniem, opcję.
- Polecę na skraj Łąki i poszukam rosy w Lesie Łobuzów - poinformowała wszystkich, którzy chcieli słuchać. I, nie bacząc na ostrzeżenia przestraszonych mieszkańców Łąki, nie słysząc ich nawet, rozpostarła skrzydełka i poleciała.
Ostatnio jednak bajki pojawiały się pojawiały się coraz rzadziej w srebrnych kroplach rosy. Czy to możliwe, zastanawiali się niektórzy mieszkańcy Łąki, że zostało ich już niewiele? Możliwe, odpowiadał naczelny sekretarz Kaprys, potrząsając z zatroskaniem siwą brodą. Czy to możliwe, pytali inni, że gdzieś indziej w Fantazji istnieje miejsce, gdzie Tajemnic jest więcej? Niewykluczone, odpowiadał energicznie kartograf Imag, zawsze skory do zapisania na mapie nowego odkrycia. Być może gdzieś indziej rzeczywiście jest jeszcze więcej zaczarowanej srebrnej rosy, ciekawe, gdzie to jest, dumała Asia, która była z natury ciekawą biedronką.
Gdy minęło kilka długich dni pod rząd, a nad Łąką nie pojawiła się ani jedna nowa bajka, Asia zauważyła, że wszystkich ogarnia coraz większy smutek. Po tygodniu tajemnicza rosa zalśniła już tylko na kilku liściach. A po miesiącu przyszedł taki dzień, że nie znaleziono nawet jednej srebrnej kropelki.
Tak nie może zostać, zdecydowała Asia.
Uważam, że miała przy tym całkowitą rację.
Zaniepokojona już nie na żarty biedronka postanowiła zasięgnąć języka u poszukiwaczy tajemnic. Pierwszego wzięła na spytki Zająca.
- Dlaczego nie ma już bajek? - zapytała. Zając pokiwał bezradnie uszami.
- Trzeba czekać - wygiął pyszczek w smutnym uśmiechu.
To samo pytanie zadała pozostałym.
- Trzeba myśleć - pokiwała głową roztropna Mrówka.
- Trzeba latać - beztrosko zaśmiał się tęczowy Motyl.
- Trzeba tkać - oświadczyła nieobecna duchem Pajęczyca.
- Trzeba szukać! - energicznie zamachał czułkami surowy Szerszeń.
Wzbogacona o te rady biedronka Asia wybrała najciekawszą, jej zdaniem, opcję.
- Polecę na skraj Łąki i poszukam rosy w Lesie Łobuzów - poinformowała wszystkich, którzy chcieli słuchać. I, nie bacząc na ostrzeżenia przestraszonych mieszkańców Łąki, nie słysząc ich nawet, rozpostarła skrzydełka i poleciała.
O Lesie Łobuzów mieszkańcy Bajkowej Łąki mogli powiedzieć, że, po pierwsze, był po sąsiedzku (zaauważyliście, że lasy mają to do siebie, że często sąsiadują z łąkami?). Po drugie, zamieszkiwały go łobuzy. Rodzaju i zwyczajów łobuzów sprecyzować nie umiał nikt. Po trzecie, nikt jeszcze do tej pory nie wpadł na pomysł, aby szukać tam bajek.
Asia leciała dość długo, zanim udało jej się dotrzeć do samego skraju lasu. Bajkowa Łąka była rozległa, a Asia była mała. Przyszedł już wieczór, kolejny dzień bez stukolorowej tęczy dobiegał końca, kiedy wylądowała, zmęczona, na miękkim poszyciu. W blasku melancholijnie spacerującego po niebie księżyca wielkie drzewa wydawały się czarne i groźne. Ciche i tajemnicze szmery, szurania, trzaski i skrzypienia starych, rozłożystych gałęzi i miękkie, złowrogie falowanie ciemnozielonego mchu przyprawiały jej siedmiokropkowe skrzydełka o drżenie. Ale skoro już tu była, wypadało zbadać chociaż kawałek lasu.
- Jeśli nie znajdę rosy, zaraz wrócę - postanowiła, dodając sobie animuszu mówiąc na głos.
- Rosa będzie dopiero rano, maleńka - dobiegło z jednej z wysokich gałęzi pobliskiego drzewa. Asia zadarła głowę, starając się przeniknąć wzrokiem coraz szybciej gęstniejącą ciemność nocy. Wymknęło się jej przy tym rozczarowane westchnienie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że obcy, głęboko brzmiący głos ma rację.
- Nie pomyślałam o tym. No cóż, nie będę teraz wracać na Łąkę, nie dam rady, padam ze zmęczenia. A nie wiesz może, czy ta rosa będzie srebrna? - odważyła się zapytać.
- O-hoo... Jesteś z Łąki? - Asia usłyszała jedno, potem drugie, trzecie uderzenie skrzydeł i zaraz potem w ciemności nad nią pojawiły się dwa wielkie białe krążki. Oczy, wpatrzone w nią intensywnie, oczy, jakich jeszcze nigdy nie widziała. - Nie żartuj sobie ze Słodziuchny! - pogroził głęboki głos. - Naprawdę przyleciałaś tutaj aż z Łąki Wariatów? - stworzenie machnęło skrzydłami jeszcze dwa razy i biedronka zobaczyła zakrzywiony, ostry dziób i ogromne, zmarszczone brwi. Nie wiedziała, że ma do czynienia z sową.
- Z Bajkowej Łąki - poprawiła dzielnie Asia.
- Pfuuu-huu - huknęła Słodziuchna na pół z pogardą, na pół z rozbawieniem. Niejedno z jej nastroszonych piór było w nieładzie, a kilka było nawet poszarpanych i lekko podłamanych, jakby sowa nie miała czasu na doprowadzenie się do porządku po ostatniej bójce. - Pełno tam u was wariatów w okularach, czołgających się z nosami w trawie albo tańczących i machających do tęczy. Widziałam ich nie raz aż stąd.
- Niestety - westchnęła Asia. - Już dawno nie było u nas tęczy.
- I szukasz jej u nas? Marne szanse, malutka.
- Nie. Przyleciałam tutaj, żeby sprawdzić, czy znajdę srebrną rosę. Ona jest nam bardzo potrzebna - dodała biedronka ze smutkiem, obracając się i rozglądając wokół, jakby w nadziei, że spostrzeże gdzieś błyszczącą, śmiejącą się srebrem kropelkę.
Nie doczekała się dalszej części rozmowy. Słodziuchna musiała się nią znudzić. Znowu rozległ się trzepot skrzydeł i sowa zniknęła.
- Trzeba czekać - mruknęła do siebie Asia. Przycupnęła na jednej z niższych i mniej groźnie wyglądających gałęzi. Dopiero po długiej chwili udało jej się zapaść w sen, który niebawem stał się głęboki i spokojny. Jej strach też zrobił sobie przerwę.
Asia leciała dość długo, zanim udało jej się dotrzeć do samego skraju lasu. Bajkowa Łąka była rozległa, a Asia była mała. Przyszedł już wieczór, kolejny dzień bez stukolorowej tęczy dobiegał końca, kiedy wylądowała, zmęczona, na miękkim poszyciu. W blasku melancholijnie spacerującego po niebie księżyca wielkie drzewa wydawały się czarne i groźne. Ciche i tajemnicze szmery, szurania, trzaski i skrzypienia starych, rozłożystych gałęzi i miękkie, złowrogie falowanie ciemnozielonego mchu przyprawiały jej siedmiokropkowe skrzydełka o drżenie. Ale skoro już tu była, wypadało zbadać chociaż kawałek lasu.
- Jeśli nie znajdę rosy, zaraz wrócę - postanowiła, dodając sobie animuszu mówiąc na głos.
- Rosa będzie dopiero rano, maleńka - dobiegło z jednej z wysokich gałęzi pobliskiego drzewa. Asia zadarła głowę, starając się przeniknąć wzrokiem coraz szybciej gęstniejącą ciemność nocy. Wymknęło się jej przy tym rozczarowane westchnienie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że obcy, głęboko brzmiący głos ma rację.
- Nie pomyślałam o tym. No cóż, nie będę teraz wracać na Łąkę, nie dam rady, padam ze zmęczenia. A nie wiesz może, czy ta rosa będzie srebrna? - odważyła się zapytać.
- O-hoo... Jesteś z Łąki? - Asia usłyszała jedno, potem drugie, trzecie uderzenie skrzydeł i zaraz potem w ciemności nad nią pojawiły się dwa wielkie białe krążki. Oczy, wpatrzone w nią intensywnie, oczy, jakich jeszcze nigdy nie widziała. - Nie żartuj sobie ze Słodziuchny! - pogroził głęboki głos. - Naprawdę przyleciałaś tutaj aż z Łąki Wariatów? - stworzenie machnęło skrzydłami jeszcze dwa razy i biedronka zobaczyła zakrzywiony, ostry dziób i ogromne, zmarszczone brwi. Nie wiedziała, że ma do czynienia z sową.
- Z Bajkowej Łąki - poprawiła dzielnie Asia.
- Pfuuu-huu - huknęła Słodziuchna na pół z pogardą, na pół z rozbawieniem. Niejedno z jej nastroszonych piór było w nieładzie, a kilka było nawet poszarpanych i lekko podłamanych, jakby sowa nie miała czasu na doprowadzenie się do porządku po ostatniej bójce. - Pełno tam u was wariatów w okularach, czołgających się z nosami w trawie albo tańczących i machających do tęczy. Widziałam ich nie raz aż stąd.
- Niestety - westchnęła Asia. - Już dawno nie było u nas tęczy.
- I szukasz jej u nas? Marne szanse, malutka.
- Nie. Przyleciałam tutaj, żeby sprawdzić, czy znajdę srebrną rosę. Ona jest nam bardzo potrzebna - dodała biedronka ze smutkiem, obracając się i rozglądając wokół, jakby w nadziei, że spostrzeże gdzieś błyszczącą, śmiejącą się srebrem kropelkę.
Nie doczekała się dalszej części rozmowy. Słodziuchna musiała się nią znudzić. Znowu rozległ się trzepot skrzydeł i sowa zniknęła.
- Trzeba czekać - mruknęła do siebie Asia. Przycupnęła na jednej z niższych i mniej groźnie wyglądających gałęzi. Dopiero po długiej chwili udało jej się zapaść w sen, który niebawem stał się głęboki i spokojny. Jej strach też zrobił sobie przerwę.
Tymczasem nieopodal, w przestronnej, wykopanej z niemałym trudem norze przy strumyku płynącym środkiem Lasu, odbywała się narada. Szajka Łobuzów została naprędce odwołana z polowania i innych nocnych zajęć.
- Nie pomyliłam się. Widzę w nocy wyśmienicie. Jak śmiesz coś podobnego sugerować! - napuszała się Słodziuchna, która właśnie zdała relację ze spotkania z Asią.
- Tylko się upewniam. To nadzwyczajne wiadomości, chyba sama rozumiesz - uspokajał ją Miś Marcel, szef szajki, który zakładał krawat już do śniadania. - Nie możemy działać pochopnie. Potrzebny będzie nam plan.
- Prawdziwa? Prawdzziwa biedronka? Jakim cudem zapędziła się aż do nas? To dopiero szczęśliwy przypadek! - mały Cheddar wytrzeszczał oczka i podskakiwał nerwowo z jednej nogi na drugą, jak zawsze w obecności Słodziuchny. Jak wiadomo, myszy nie zawsze powinny całkowicie ufać sowom.
- Najprawdziwsza - potwierdziła poważnie Słodziuchna.
- Siedmiokropkowa? Siedem kropek? Na pewno siedem? A może jednak tylko dwie? - wilczek Ezra i kocur Yuri przepytywali jeden przez drugiego. Na ich pyszczkach był zachwyt.
Sowa gniewnie poinformowała kamratów, że umie liczyć i potrafi odróżnić dwa od siedmiu. Jeśli ktoś jej nie wierzy, ona bardzo chętnie dziobnie go dwa razy, a potem siedem razy. Niekt jednak nie pokwapił się skorzystać z tej uprzejmej oferty.
- Czekamy na Turbo? - szybko zmienił temat Marcel. Zazwyczaj nie czekano na ślimaka, a już zwłaszcza wtedy, gdy działać należało szybko.
Szajka zgodnym chórem opowiedziała się przeciwko czekaniu i przystąpiono do drugiej części spotkania, a mianowicie do niecnego nocnego knowania.
Na szczęście Asia nie miała o tym pojęcia. Gdyby miała, z pewnością nie zaznałaby tej nocy wiele snu.
- Nie pomyliłam się. Widzę w nocy wyśmienicie. Jak śmiesz coś podobnego sugerować! - napuszała się Słodziuchna, która właśnie zdała relację ze spotkania z Asią.
- Tylko się upewniam. To nadzwyczajne wiadomości, chyba sama rozumiesz - uspokajał ją Miś Marcel, szef szajki, który zakładał krawat już do śniadania. - Nie możemy działać pochopnie. Potrzebny będzie nam plan.
- Prawdziwa? Prawdzziwa biedronka? Jakim cudem zapędziła się aż do nas? To dopiero szczęśliwy przypadek! - mały Cheddar wytrzeszczał oczka i podskakiwał nerwowo z jednej nogi na drugą, jak zawsze w obecności Słodziuchny. Jak wiadomo, myszy nie zawsze powinny całkowicie ufać sowom.
- Najprawdziwsza - potwierdziła poważnie Słodziuchna.
- Siedmiokropkowa? Siedem kropek? Na pewno siedem? A może jednak tylko dwie? - wilczek Ezra i kocur Yuri przepytywali jeden przez drugiego. Na ich pyszczkach był zachwyt.
Sowa gniewnie poinformowała kamratów, że umie liczyć i potrafi odróżnić dwa od siedmiu. Jeśli ktoś jej nie wierzy, ona bardzo chętnie dziobnie go dwa razy, a potem siedem razy. Niekt jednak nie pokwapił się skorzystać z tej uprzejmej oferty.
- Czekamy na Turbo? - szybko zmienił temat Marcel. Zazwyczaj nie czekano na ślimaka, a już zwłaszcza wtedy, gdy działać należało szybko.
Szajka zgodnym chórem opowiedziała się przeciwko czekaniu i przystąpiono do drugiej części spotkania, a mianowicie do niecnego nocnego knowania.
Na szczęście Asia nie miała o tym pojęcia. Gdyby miała, z pewnością nie zaznałaby tej nocy wiele snu.