Tekst: Bogumił Zając. Ilustracja: Bożena Szczuka.
O skakaniu
Fruwał motylek z kwiatka na kwiatek:
mak i kaczeniec, stokrotka, bratek.
Najpierw w tym szyku, a potem wspak:
bratek, stokrotka, kaczeniec, mak.
Pewna słonica, bez krzty żenady,
postanowiła pójść w jego ślady.
Zgrabnie wskoczyła między rabatki:
maki, kaczeńce, stokrotki, bratki.
Najpierw w tę stronę, potem szyk taki:
bratki, stokrotki, kaczeńce, maki.
Gdy przystanęła, to zamiast kwiatków
ziemia usłana tysiącem płatków.
Nie ustał cały ni jeden kwiatek:
mak czy kaczeniec, stokrotka, bratek.
Niechaj motylki z żalu nie płaczą –
bo tak naprawdę… słonie nie skaczą.
mak i kaczeniec, stokrotka, bratek.
Najpierw w tym szyku, a potem wspak:
bratek, stokrotka, kaczeniec, mak.
Pewna słonica, bez krzty żenady,
postanowiła pójść w jego ślady.
Zgrabnie wskoczyła między rabatki:
maki, kaczeńce, stokrotki, bratki.
Najpierw w tę stronę, potem szyk taki:
bratki, stokrotki, kaczeńce, maki.
Gdy przystanęła, to zamiast kwiatków
ziemia usłana tysiącem płatków.
Nie ustał cały ni jeden kwiatek:
mak czy kaczeniec, stokrotka, bratek.
Niechaj motylki z żalu nie płaczą –
bo tak naprawdę… słonie nie skaczą.