Tekst: Edyta Tosza. Ilustracja: Bożena Szczuka.
Dmuchawiec
Na łodydze długiej, w trawie,
raz pojawił się dmuchawiec.
– Ciebie chyba tu nie było,
tylko mlecza duża ilość!
– Trochę rdestu, kępka mięty
i dziurawiec uśmiechnięty,
rozmarynu całe pole,
by miał miejsce na swawole.
– No i bujna trawa wszędzie,
z której siano kiedyś będzie.
– Ale ty?! Skąd ty się wziąłeś?!
Takie chuchro... Gadaj, koleś!
Podniósł się ogromny rwetes:
– Z takim żyć się nie da przecież! –
i zaczęły wpływać pozwy,
by intruza w mig się pozbyć.
A dmuchawiec tylko czekał,
tajemniczo się uśmiechał,
z wiatru zaś powiewem pierwszym
drgnął i w inny świat pospieszył.
Wzbił się w niebo puszek miękki
jakby był zdmuchnięty z ręki
i wysoko poszybował,
potem przepadł gdzieś w przestworzach.
raz pojawił się dmuchawiec.
– Ciebie chyba tu nie było,
tylko mlecza duża ilość!
– Trochę rdestu, kępka mięty
i dziurawiec uśmiechnięty,
rozmarynu całe pole,
by miał miejsce na swawole.
– No i bujna trawa wszędzie,
z której siano kiedyś będzie.
– Ale ty?! Skąd ty się wziąłeś?!
Takie chuchro... Gadaj, koleś!
Podniósł się ogromny rwetes:
– Z takim żyć się nie da przecież! –
i zaczęły wpływać pozwy,
by intruza w mig się pozbyć.
A dmuchawiec tylko czekał,
tajemniczo się uśmiechał,
z wiatru zaś powiewem pierwszym
drgnął i w inny świat pospieszył.
Wzbił się w niebo puszek miękki
jakby był zdmuchnięty z ręki
i wysoko poszybował,
potem przepadł gdzieś w przestworzach.