Tekst: Edyta Tosza. Ilustracja: Bożena Szczuka.
Apel bałwana
Na podwórku stanął bałwan:
nos z marchewki, oczy z węgla,
na ramionach śnieżny kaftan –
z dumy każdy mógłby pękać.
Ulepiony trzy dni wcześniej,
cieszył z aury się zimowej –
było prawie minus dziesięć,
co już nie jest dziś typowe.
– Klimat się podobno zmienia,
ciepły ma być, nie zaś srogi,
a w warunkach ocieplenia
nic ze śniegu się nie zrobi.
Apel zatem mam do dzieci,
by, nim przyjdzie owa zmiana,
choć jednego z nas ulepić:
– Póki możesz, lep bałwana!
nos z marchewki, oczy z węgla,
na ramionach śnieżny kaftan –
z dumy każdy mógłby pękać.
Ulepiony trzy dni wcześniej,
cieszył z aury się zimowej –
było prawie minus dziesięć,
co już nie jest dziś typowe.
– Klimat się podobno zmienia,
ciepły ma być, nie zaś srogi,
a w warunkach ocieplenia
nic ze śniegu się nie zrobi.
Apel zatem mam do dzieci,
by, nim przyjdzie owa zmiana,
choć jednego z nas ulepić:
– Póki możesz, lep bałwana!